Po dobrej godzinie jazdy przez opustoszałą szosę, trafiliśmy do sąsiadującego z Mistic Falls miasteczka. Było już późne popołudnie kiedy shelby Damona wjechało do Lewiston.
Szybko odnaleźliśmy przydrożny motel i za pomocą hipnozy załatwiłam nam lokum.
Pokój, w którym mieliśmy się zatrzymać do następnego popołudnia był, lekko mówiąc, zaniedbany. Zakurzony parapet i poplamiony dywan. Jedynie pościel była świeża. Trzy cienkie łóżka znajdowały się po jednej stronie ściany, natomiast wejście do łazienki i mały telewizor po drugiej. Elena zajęła to środkowe.
- Dobra, mamy 24 godziny na to by czegoś się dowiedzieć. - Stefan usiadł na łóżku znajdującym się najbliżej drzwi.- Myślę, że warto pójść do najbardziej zatłoczonych miejsc. Wiecie, tam gdzie są ludzie, są też wampiry. A co za tym idzie - i czarownice. O to nam chodzi. Tak? - Kiwnął do nas głową.
- Tak. - Odpowiedziałyśmy jednocześnie. - Proponuję pochodzić po barach, dyskotekach i jakiś głównych placach. Tam może coś być. - Dodałam i siadłam na trzecim, ostatnim łóżku, zaraz obok okna. - Odwiedzimy z Eleną wszystkie tutejsze bary. Popytamy. - Powiedziałam patrząc na zewnątrz. Nasz pokój znajduje się chyba w najdalej położonym skrzydle budynku, bo przez okno widzę tylko skrawek polany. Reszta to las.
- Dobra. A ty Stefan? - Elena wreszcie zaczęła zadawać pytania.
- W takim razie ja pójdę wszędzie indziej. - Chwilę się do niej uśmiechał.
Podchodzę do telewizora i włączam pierwszy kanał. Akurat lecą wiadomości.:
,, ... to tam doszło dziś do okrutnego morderstwa. - obok prezenterki pojawił się obraz. - Zwłoki
zostały tak zmaltretowane, że do tej pory trwa analiza płci ofiary. Z dotychczasowych oględzin
wynika, że zamordowana osoba, była przed śmiercią poddawana wielorakim torturom.
Wykorzystana seksualnie i brutalnie pobita, zmarła prawdopodobnie przez wykrwawienie się.
Z tego wynika, że mamy do czynienia z wyjątko... ''. - Wyłączyłam odbiornik. Nie miałam ochoty tego słuchać.
- Znam tamto miejsce. - Wyszeptała niespodziewanie Elena. - Byłam tam kilka razy z ... Damonem. -
Widziałam jak ciężko było jej wymówić to imię. - To stara chata, jakiś rodzaj leśniczówki niedaleko stąd. - Przeniosła wzrok z podłogi na Stefana.
- Zaglądnę tam.
- Tylko uważaj.
- Dobrze. - Klepnął ją po ramieniu i wstał. - Zaczynamy?
- Tak.
Potem szybko wyszłam do łazienki i przeglądnęłam się w lustrze. Kiedy wróciłam do pokoju, Stefana już nie było.
- Idziemy?
- Ehe.
Otworzyłam drzwi i wyszłyśmy na zewnątrz. Zaraz potem naszym celem stał się bar po przeciwnej
stronie ulicy.
- Bez hipnozy raczej się nie obejdzie.
Wzruszyła ramionami.
Przeszłyśmy przez jezdnię i od razu skierowałyśmy się do budynku. Weszłyśmy do środka i mijając po drodze kilku nawalonych kolesi, siadłyśmy przy ladzie.
W tym czasie kiedy Elena zamawiała nam po drinku, odwróciłam się na ruchomym stołku i oceniłam wystrój baru. Stwierdziłam, że jest w miarę nieźle urządzony. Podobnie jak w Misstic Grill jest gdzie usiąść, pograć w bilarda. Cała powierzchnia lokalu została świetnie zaplanowana. Małą scenę umieszczono naprzeciwko nas. Wokoło niej dużo stolików i krzeseł. Dalej pod ścianą małe, czerwone kanapy dodają całości smaku.
Odwróciłam się z powrotem do przyjaciółki. Barman, a raczej młody chłopaczek zdążył nalać już dwa kieliszki jakiegoś, zamówionego przez Elenę trunku.
- Od kiedy to młodzież może pracować w barach? - Powiedziałam biorąc kieliszek w dłoń.
- Yy... - Wydał się być lekko zmieszany. - Ja już dawno po osiemnastce. - Rozluźnił się.
- Co? - Szczerze mnie zaskoczył. - Elena? Nie prawda, że on wygląda na jakieś 16, 17 lat?
- No. - Odpowiedziała krótko, ale widząc moją złą minę dodała pospiesznie. - Ehe. Nie wygląda na więcej.- Lekko się uśmiechnęła. Tak. Elena się uśmiechnęła. To dobry znak. Kontynuujmy - pomyślałam.
- Mam 26 lat dziewczyny. - Wybuchnął śmiechem. - Trevor, miło mi. - Podał rękę najpierw Elenie, potem mi. Kiedy dotknęłam jego dłoń zauważam, że spod długiego rękawa koszuli wystaje znajoma bransoletka. Aha. Wtajemniczony? Czy też nosi ją nie wiedząc nic o jej właściwościach?
- Elena.
- Caroline.
- Jeszcze jedna kolejka? Na koszt firmy. - Podniósł jedną brew.
- Jak na koszt firmy to dawaj. - Popatrzyłam szybko na towarzyszkę i wskazałam jej wejście do toalet.
- Chodź do toalety. - Świetnie podłapała moją wskazówkę.
- Okey, zaraz wracam Trevor.
Po wejściu do ubikacji upewniłyśmy się, że nikogo nie ma w żadnej kabinie i zatrzymałyśmy się przy umywalkach.
- Ma bransoletkę z werbeną. - Rzuciłam.
- Też to zauważyłaś? Myślisz, że nosi ją przez przypadek? - Widziałam, że przyjaciółka zaczyna działać. Wreszcie.
- Co zrobimy? Spytać prosto, dlaczego ją nosi? - Zaproponowałam.
- Nie. A jak okaże się, że nie wie i to tylko czysty przypadek? Może dowiemy się od niego jeszcze czegoś. Jeśli uznamy, że blefuje, zaczaimy się na niego kiedy skończy pracę.
- Świetny pomysł.- Momentalnie otworzyłam ręką drzwi na salę. Minęłyśmy jakieś 6 stolików i byłyśmy już na miejscu. Siadłyśmy a Trevor położył na ladzie nowo nalany alkohol.
- Jesteście tu chyba nowe, prawda? Nigdy wcześniej was tu nie widziałem. - Popatrzył z zaciekawieniem.
- Jesteśmy tu tylko przejazdem. Wiesz. Zrobiłyśmy sobie taki mały, babski, tygodniowy wypad. - Odwzajemniłam spojrzenie. - Są tu organizowane jakieś imprezy? Bo może byśmy jeszcze przed wyjazdem tu wpadły. - Nie bardzo umiem kłamać, więc dla efektu szturchnęłam Elenę łokciem.
- Tak, są. Powiedziałbym, że nawet mnóstwo. Tylko nie tutaj. - Potarł dłonią tył głowy. - Są organizowane w klubie przecznicę stąd, ale radzę wam tam nie iść. Szczególnie po zmroku. Kręcą się tam dziwne typy. Jeszcze by wam coś zrobili. - Przysunął się bardziej w naszą stronę i oparł ręką o blat. - Niektórzy stamtąd nie wracają.
- Nic nam nie będzie. - Elena smutno się uśmiechnęła.
- Jak chcecie, ale ja nie polecam.
Nastała chwila niezręcznej ciszy. W końcu przełamałam lody i powiedziałam:
- Kiedy kończysz?
- Co? Ja? ...Pracę?
- Tak. - Uśmiechnęłam się zalotnie.
- Yy ja, ja - Zaczął się jąkać. - Jakoś po 23.
- To wpadniemy po ciebie przed imprezą. - Kończę rozmowę i kładę na ladzie należną kwotę za te wszystkie kieliszki. - Do zobaczenia. - Ześlizguję się z krzesła i przechylam szklaneczkę by ją opróżnić. W ślad za mną poszła Elena. Kiedy tylko połknęłam napój, mój przełyk i żołądek zapalił się. Alkohol stał się lawą, która paliła teraz moje narządy wewnętrzne. Poczułam jak policzki mi różowieją i stają się gorące. Popatrzyłam na Elenę. Z jej miny wywnioskowałam, że czuje to samo. Mogłabym przysiąc, że słyszę, że coś w środku nas skwierczy.
Werbena.
Cholera jasna.
Z wielkim trudem uśmiechnęłam się jeszcze do barmana i rzuciłam ochryple i cicho:
- Musimy się jeszcze spotkać.
Potem razem z wypalonymi gardłami i krtaniami wyszłyśmy z tego przeklętego baru. Chwila przerwy. Bez słowa udałyśmy się do naszego tymczasowego mieszkanka by zebrać trochę sił. Wydawało się, że droga do niego trwała wieczność. Z każdym krokiem ból stawał się coraz mocniejszy. Jakby werbena stopniowo zajmowała cały organizm. Od dołu do góry. Doszłam na miejsce tylko dlatego, że podtrzymywała mnie myśl, że to minie. To tylko chwilowy stan Caroline.
Po chwili obie leżałyśmy już w swoich łóżkach.
Obie z piekącym bólem w klatce piersiowej i niemiłym mrowieniem w kończynach.
Obie obmyślające plan jak dorwać Trevora.
* * *
Idę spać. Dzięki temu odpocznę. - Myślę jeszcze. Potem wpadam w otchłań snów. Niekończącej się fantazji. Krainy, w której wszystko jest możliwe. Na początku to czarna dziura. Przepaść. Spadam w nią. Wymachuje ostro nogami i rękami, ale to mnie nie ratuje. Mimo, że jestem w zasadzie nieśmiertelna boję się, że upadek, który zaraz nastąpi, będzie moim ostatnim. Jednak po chwili przyzwyczajam się trochę do tego stanu. Wyobrażam sobie, że lecę. Niespodziewanie czerń tunelu, zmienia się w coraz jaśniejszy kolor. Najpierw ciemnoszary. Po chwili szary. Aż wreszcie jasnoszary. Potem pojawia się biel. W jednym momencie przed oczami ukazuje mi się jakby filmowa taśma. Widzę jakiś poród i małe dziecko. Później blond dziewczynkę. Dopiero kiedy staje się nastolatką rozpoznaję kto to jest. To ja ćwicząc taneczne ruchy cheerleaderek, całując mojego pierwszego chłopaka. Później patrzę na ciut starszą mnie: na moją przyjaźń ze Stefanem, na smutek pozostawiony po stracie najbliższych i kończąc na pikantnej scenie z Klausem. Kiedy już myślę, że to koniec pojawiają się przede mną kolejne obrazki. Tym razem żadnego z nich nie pamiętam. Nic takiego się jeszcze nie wydarzyło.
Dopiero po chwili uświadamiam sobie to co powiedziałam.
Jeszcze się nie wydarzyło.
Czy to jest możliwe? Jak historia i co ważniejsze przyszłość człowieka, no dobra, wampira, może mu się pokazać w śnie?! Co to była za werbena? Najwyraźniej jakaś halucynogenna.
Obrazki dalej się pokazują. Każdy przedstawia jakąś krótką scenkę. Widzę właśnie Bonnie. Co ciekawe, trzyma za rękę Damona. Ale to nie jest byle uścisk. Bije z niego zaufanie, przyjaźń aż w końcu dostrzegam w tym wszystkim miłość?! To ostatnie słowo nie chce mi przejść przez myśl. To co dosypał do tej pieprzonej whiskey czy co to było, musiało być mega mocne. Większych bzdur w życiu nie widziałam. To co teraz oglądałam nie mogło, ani nie może się wydarzyć! Ten sen wcale nie jest odpoczynkiem.
Nagle pojawia się następny obraz. Czarne pomieszczenie z czarnym masywnym stołem, na którym coś leży. Może raczej ktoś. To nagi mężczyzna. Dość wysoki. Jego nogi zwisają bezwładnie ze stołu. Jest cały umazany krwią. Odruchowo chcę mu pomóc i podchodzę bliżej obrazka, a wtedy przenoszę się jakby w tamto miejsce. Całe ciało ma poranione. Krew w kilku miejscach zdążyła już skrzepnąć. Jednak w pozostałych dalej wylewa się z ran. To ciało jest mi jakoś bliskie. Znam tego kogoś. Idealnie wyrzeźbiona klatka piersiowa, ramiona, uda. Machinalnie spoglądam na twarz tego człowieka. Nie widzę jej, gdyż zasłania mi ją jakaś maska. Szybko podchodzę i zrzucam ją z ciała.
Niemożliwe.
To niemożliwe.
Jeszcze nigdy czegoś takiego nie poczułam. Nawet kiedy umarł mi ojciec.
Moje serce się rozpadło. Rozpadło na kilka milionów małych, ostrych kawałeczków, które wbiły się miękko w pozostałe narządy mojego ciała. Stoję sparaliżowana strachem i bólem. Chce mi się krzyczeć. Upadam na kolana. Straciłam czucie w całym ciele. Nie wyłączę uczuć. Chcę cierpieć i tęsknić za jedyną, prawdziwą miłością mojego życia.
Chcę czuć.
Cierpienie.
Smutek.
Żal.
Tęsknotę.
Miłość do
Klausa.
Jeśli istniałoby piekło na Ziemi, to tak właśnie by wyglądało.
To, że jego już nie ma, przyprawia mnie najpierw o zawroty głowy, potem o mdłości.
Potrzebuję go!
Koniec z nim to koniec ze mną.
Szukam czegoś drewnianego.
Z mokrymi od łez dłońmi podczołguję się do jego zwłok.
Nie patrzę na to, że jego bezwładne ciało ląduje na ziemi, kiedy ja wyrywam jedną nogę od tego czarnego, masywnego stołu.
Postrzępionym, ostrym końcem kołka celuję sobie w miejsce, gdzie jeszcze 5 minut temu miałam serce, a gdzie jest teraz milion drobnych szkiełek.
Uderzam.
Drewno wbija się we mnie zaskakująco miękko.
Kieruję wzrok na Klausa.
To ostatnie co widzę zanim zapada ciemność.
* * *
Obudziłam się z niewiarygodnym krzykiem. Widocznie moje gardło zdążyło się zregenerować i struny głosowe działają już w jak najlepszym porządku. Gwałtownie siadłam na tym niewygodnym łóżku. Od razu popatrzyłam na Elenę. Ona też miała koszmary? - Wnioskuję, gdyż widzę, że podobnie jak ja, siedzi wystraszona na łóżku. Na zewnątrz jest zupełnie ciemno. Z czasem, jak się uspokajam zaczynam szukać telefonu. Grr... przecież go nie wzięłam! Na ścianie też nic nie ma. Która godzina do cholery?
- Która godzina? - Pytam w końcu Elenę.
- Przed 23.
- Ty też miałaś koszmary, czy tylko ja cię obudziłam?
- Miałam. Wstałam zaraz przed tobą. - Wygląda na szczerze zmartwioną.
- Co ci się śniło? - Pytam bez ogródek.
- Śnił mi się Stefan i ty. A tobie?
- Ja jak byłam mała, potem starsza, potem Stefan, D...Damon, Bonnie i ...
- I ...? - Przygląda się ciekawie.
- I Klaus. To było starszne!
Otwieram szeroko oczy jednocześnie załamując ręce. Chwilę potem myślę już o czymś innym. Co robić dalej? Nie chcemy chyba tracić czasu, siedząc tutaj i opowiadając sobie nasze koszmary.
- Idziemy po Trevora? - Pytam podnosząc brew i lekko się uśmiechając.
- Po tym co zrobił z moim gardłem? Chętnie. - Wstaje z łóżka i poprawia zmierzwione włosy. - Tylko się przebiorę. - Otwiera szybko pakowaną torbę, z podstawowym ekwipunkiem dla nas dwóch i chwyta do ręki szare jeansy, bieliznę i biały, czysty podkoszulek. Idę w jej ślady i biorę podobnie, tylko że zamiast podkoszulka, czarną bluzkę z długim rękawem. Elena pierwsza wchodzi do łazienki. Ja z przygotowanymi ciuchami siadam na jej łóżku i włączam telewizor. Zatrzymuję się na trzecim kanale, gdzie leci jakiś film akcji w typie: ,,zabili go i uciekł,, . Dobre 10 minut śledzę jak ten niby niezniszczalny mężczyzna śmiga między autami, skacze po dachach, bije się z dziesięcioma chłopa, nie odnosząc przy tym ani jednej rany. No normalnie komedia. Potem z łazienki wychodzi Elena. Wygląda bosko. Z włosów uformowała ciasny kok. Jedynie kilka pojedynczych pasemek zlatuje jej to tu, to tam z czubka głowy. Wstaję a wtedy ona podchodzi i siada tam gdzie ja poprzednio. Biorę ręcznik zamykam drzwi do łazienki i od razu widzę swoje odbicie w zamazanym lustrze. Nie wyglądam aż tak źle. Porządna kąpiel potrafi zdziałać cuda.
Ciuchy i bieliznę przerzucam przez szklane drzwiczki do kabiny prysznica. Stare rzucam niedbale w kąt malutkiej łazieneczki i wchodzę pod prysznic. Strumień gorącej wody kieruję najpierw na plecy i ramiona. Cudowne uczucie. Żelem obsmarowuję całe moje ciało. Później ciepłymi strugami wody zmywam pozostałości piany. Delikatnie obmywam sobie twarz i zawieszam baterię na ściennym uchwycie. Włosy związuję tak jak Elena - w koka. Po wytarciu się miękkim ręcznikiem wkładam na siebie bieliznę i wygodne ciuchy. Patrzę do lustra. Normalnie inna osoba! Uśmiecham się do swojego odbicia i wychodzę. Elena dalej ogląda ten nienormalny film. Ręcznik rzucam wprost pod okno i podchodzę do kuferka stojącego przy szafce nocnej Stefana. Wyjmuję z niego 2 torebki krwi. Jedną podaję przyjaciółce. Pijemy w milczeniu. Puste plastikowe torebki wrzucamy z powrotem do kuferka.
- A więc Trevor kończy koło 23? - Elena popatrzyła na zegarek.- Jest za dwie. Jeśli się pospieszymy to dorwiemy tego cwaniaczka.
- Już nie mogę się doczekać.
Zamykamy nasz pokój i wampirzym tempie biegniemy pod pracę barmana.
__________________________________________________________
Już na początku mówię, że opowiadanie ma niesprawdzone błędy i powtórzenia wyrazowe. A o interpunkcji nawet nie wspomnę ;0 Jestem strasznie samokrytyczna i nie podoba mi się, że popełniam te ostatnie. ;-(
Opowiadanie wyszło ze strasznymmmm opóźnieniem ......
Nie miałam czasu na pisanie.
No, ale co do opowiadania: Wiem, że Mistic Falls to miasteczko stworzone na potrzeby serialu, ale dzięki czarodziejskiemu wujkowi google określiłam jakoś mniej więcej jego położenie xd (Coś wyczytałam z onetu, coś ze stron poświęconych TVD) I dopasowałam do tego Lewiston, małe miasteczko, teren - coś podobnego do Mistic. (No to to już wyjaśnione) ;)
Stefan poszedł na poszukiwanie tej ,,leśniczówki,, xd. A Elena i Caroline próbują odszukać coś istotnego, co pomogłoby im sprowadzić przyjaciół z powrotem.
Jestem z siebie strasznie zadowolona (z kawałka kiedy Caroline widzi w śnie kogoś martwego, a tym kimś okazuje się Klaus) . Pisząc to sama się wzruszyłam xd. Hehe... XD To na tyle. Następne POSTARAM SIĘ napisać do niedzieli. A i muszę się pochwalić, że jadę w piątek na ,,miasto 44,, ;0 Do napisania? XD Nie wiem... W każdym bądź razie - pozdrawiam :) kqenn
poniedziałek, 15 września 2014
piątek, 5 września 2014
Op. 4 - Caroline.
Do domu Stefana wróciłam niemalże w podskokach. Byłam zadowolona, że załatwiłam niektóre ważne sprawy. Ze szpitala wyszłam z wielkim, nieprześwitującym, białym pojemnikiem.
Dobrze, że ta pielęgniarka znalazła jakiś stary koc do przykrycia tego pakunku.
W innym razie musiałabym czekać aż do zmroku by pobiec z nim do pośadłości. A tak?
W jasnych promieniach popołudniowego słonka przeszłam sobie bez niczego między ludźmi. Ah... Chwilami zazdrościłam im tej błogiej niewiedzy. Nie mieli pojęcia o mnie, o wilkołakach, czarownicach...Ja jednak musiałam się zmierzyć z moimi wampirzymi problemami. Pragnęłam ściągnąć do domu przyjaciół. No, przyjaciółkę i znajomego. Nie pukając weszłam do środka domu.
- Już jestem! - Zawołałam entuzjastycznie.
Pojemnik postawiłam w korytarzu, zaraz przy drzwiach do piwnicy. Przeszłam do salonu, skąd słyszałam ściszony głos Stefana. Jak sie okazało ściskał do siebie łkającą Elenę.
- Nie płacz, proszę.
- Hej Elena. - Powiedziałam. - Nie martw się. Zaraz jedziemy. Mówiłeś jej? - Zwróciłam się do Stefana.
- Tak.
- I co?
Nie było mi głupio, że tak otwarcie gadamy o niej, kiedy jest w pokoju. Wiedziałam, że przez ten płacz i tak mało co do niej dociera.
- Zgodziła się, ale nie wierzy w to, że jest jakieś wyjście. - Potarł skroń wolną dłonią.
- Elena?! - Krzykłam aż się odwróciła. Wiedząc, że przez chwilę będzie mnie słuchać zaczęłam jej tłumaczyć. - Z każdej sytuacji jest jakies wyjście tak? Pamiętasz jak umarł Alarick? - Kiwnęła głową. - Widzisz? I powrócił! Stefan? - Pokazałam na przyjaciela. - Powrócił! - Powiedziałam z rozpaczą w głosie. - Więc Damon i Bonnie też powrócą! Daję ci słowo! Wrócimy do tego domu z nimi. Uwierz mi. - Klękłam przy nich. Elena wprost z objęć Stefana trafiła w moje. Poklepałam ją delikatnie po plecach i jeszcze raz zapewniłam, że wszystko się ułoży. Wreszcie pierwsza się odsunęłam i powiedziałam:
- Załatwiłam wszystkie sprawy. Powiedziałam Matt'owi by miał na oku Jeremy'ego, odwiedziłam mamę i przyniosłam zapasy. - Pokazałam za siebie na korytarz. - Zaraz ruszamy co?
- Okey. - Odparła niepewnie.
- W takim razie idę to włożyć do auta. - Wstał z kanapy i poszedł na korytarz. - Po co tyle tego nabrałaś? - Zawołał stamtąd. - Odłożę trochę do piwnicy.
- Tyle dali to wzięłam, dobra. - Lekko się uśmiechnęłam i odezwałam do Eleny: - To my się może trochę ogarniemy hm? - Podałam jej dłoń. Ta przyjęła ją i posłusznie wstała. Ogromnymi drewnianymi schodami wspięłyśmy się z powrotem na górę, do pokoju w którym poprzednio spała Elena. Do małej podróżnej torby wpakowałyśmy kilka wygodnych podkoszulków i bluzek.Na wierzch walizy położyłyśmy kilka par szortów i bieliznę. Z stojącej w pokoju szafki wygrzebałyśmy jeszcze po parze wygodnych Adidasów i z wszystkim tym przeszłyśmy do łazienki.Tam ubrałyśmy się w świeże ciuchy. Elena wciągła brązową bluzkę i granatowe szorty. Ja natomiast pożyczony od niej fioletowy podkoszulek i krótką dżinsową spódniczkę. Przyjaciółka otarła załzawione oczy i pochlapała twarz zimną wodą. Włosy, podobnie jak ja splotła w duży kok. Tak ogarnięte i zaopatrzone przeszłyśmy przez dom i wyszłyśmy na zewnątrz. Było już dobrze po 5, a słońce świeciło równie mocno co w południe. Przed domem zauważyłam jeszcze krzątającego się Stefana.
- Pomóc ci w czymś? - Spytałam.
- Nie, nie trzeba. Już wszystko spakowałem. Mam kilka ciuchów, są woreczki... - Wyliczał.
- No to możemy ruszać?
- Tak. - Przeczesał palcami włosy.
Do auta pierwsza wsiadła Elena. Zajęła miejsce z tyłu. Potem ja i Stefan. Zapalił silnik mustanga shelby. Ryk, który wydobył się spod maski samochodu Damona, w porównaniu do warkotu auta Matt'a, był ogłuszający.
- To gdzie kierujemy się pierwsze? - Wrzucił jedynkę.
Odpowiedziałam dopiero po minucie.
- Przed siebie Stefan. Przed siebie... - Powiedziałam uchylając okno.
Jedziemy.
__________________________________________________________________
Tak jak (chyba) mówiłam, opowiadanie to jest krótsze. Proszę o komentarze. Zdradzam, że następne opowiadanie nie będzie z punktu widzenia Caroline. Przeniesiemy się do zupełnie innego miejsca. Do ........ Dowiecie się po niedzieli. :) Pozdrawiam i życzę miłego weekend'u . :)
Dobrze, że ta pielęgniarka znalazła jakiś stary koc do przykrycia tego pakunku.
W innym razie musiałabym czekać aż do zmroku by pobiec z nim do pośadłości. A tak?
W jasnych promieniach popołudniowego słonka przeszłam sobie bez niczego między ludźmi. Ah... Chwilami zazdrościłam im tej błogiej niewiedzy. Nie mieli pojęcia o mnie, o wilkołakach, czarownicach...Ja jednak musiałam się zmierzyć z moimi wampirzymi problemami. Pragnęłam ściągnąć do domu przyjaciół. No, przyjaciółkę i znajomego. Nie pukając weszłam do środka domu.
- Już jestem! - Zawołałam entuzjastycznie.
Pojemnik postawiłam w korytarzu, zaraz przy drzwiach do piwnicy. Przeszłam do salonu, skąd słyszałam ściszony głos Stefana. Jak sie okazało ściskał do siebie łkającą Elenę.
- Nie płacz, proszę.
- Hej Elena. - Powiedziałam. - Nie martw się. Zaraz jedziemy. Mówiłeś jej? - Zwróciłam się do Stefana.
- Tak.
- I co?
Nie było mi głupio, że tak otwarcie gadamy o niej, kiedy jest w pokoju. Wiedziałam, że przez ten płacz i tak mało co do niej dociera.
- Zgodziła się, ale nie wierzy w to, że jest jakieś wyjście. - Potarł skroń wolną dłonią.
- Elena?! - Krzykłam aż się odwróciła. Wiedząc, że przez chwilę będzie mnie słuchać zaczęłam jej tłumaczyć. - Z każdej sytuacji jest jakies wyjście tak? Pamiętasz jak umarł Alarick? - Kiwnęła głową. - Widzisz? I powrócił! Stefan? - Pokazałam na przyjaciela. - Powrócił! - Powiedziałam z rozpaczą w głosie. - Więc Damon i Bonnie też powrócą! Daję ci słowo! Wrócimy do tego domu z nimi. Uwierz mi. - Klękłam przy nich. Elena wprost z objęć Stefana trafiła w moje. Poklepałam ją delikatnie po plecach i jeszcze raz zapewniłam, że wszystko się ułoży. Wreszcie pierwsza się odsunęłam i powiedziałam:
- Załatwiłam wszystkie sprawy. Powiedziałam Matt'owi by miał na oku Jeremy'ego, odwiedziłam mamę i przyniosłam zapasy. - Pokazałam za siebie na korytarz. - Zaraz ruszamy co?
- Okey. - Odparła niepewnie.
- W takim razie idę to włożyć do auta. - Wstał z kanapy i poszedł na korytarz. - Po co tyle tego nabrałaś? - Zawołał stamtąd. - Odłożę trochę do piwnicy.
- Tyle dali to wzięłam, dobra. - Lekko się uśmiechnęłam i odezwałam do Eleny: - To my się może trochę ogarniemy hm? - Podałam jej dłoń. Ta przyjęła ją i posłusznie wstała. Ogromnymi drewnianymi schodami wspięłyśmy się z powrotem na górę, do pokoju w którym poprzednio spała Elena. Do małej podróżnej torby wpakowałyśmy kilka wygodnych podkoszulków i bluzek.Na wierzch walizy położyłyśmy kilka par szortów i bieliznę. Z stojącej w pokoju szafki wygrzebałyśmy jeszcze po parze wygodnych Adidasów i z wszystkim tym przeszłyśmy do łazienki.Tam ubrałyśmy się w świeże ciuchy. Elena wciągła brązową bluzkę i granatowe szorty. Ja natomiast pożyczony od niej fioletowy podkoszulek i krótką dżinsową spódniczkę. Przyjaciółka otarła załzawione oczy i pochlapała twarz zimną wodą. Włosy, podobnie jak ja splotła w duży kok. Tak ogarnięte i zaopatrzone przeszłyśmy przez dom i wyszłyśmy na zewnątrz. Było już dobrze po 5, a słońce świeciło równie mocno co w południe. Przed domem zauważyłam jeszcze krzątającego się Stefana.
- Pomóc ci w czymś? - Spytałam.
- Nie, nie trzeba. Już wszystko spakowałem. Mam kilka ciuchów, są woreczki... - Wyliczał.
- No to możemy ruszać?
- Tak. - Przeczesał palcami włosy.
Do auta pierwsza wsiadła Elena. Zajęła miejsce z tyłu. Potem ja i Stefan. Zapalił silnik mustanga shelby. Ryk, który wydobył się spod maski samochodu Damona, w porównaniu do warkotu auta Matt'a, był ogłuszający.
- To gdzie kierujemy się pierwsze? - Wrzucił jedynkę.
Odpowiedziałam dopiero po minucie.
- Przed siebie Stefan. Przed siebie... - Powiedziałam uchylając okno.
Jedziemy.
__________________________________________________________________
Tak jak (chyba) mówiłam, opowiadanie to jest krótsze. Proszę o komentarze. Zdradzam, że następne opowiadanie nie będzie z punktu widzenia Caroline. Przeniesiemy się do zupełnie innego miejsca. Do ........ Dowiecie się po niedzieli. :) Pozdrawiam i życzę miłego weekend'u . :)
wtorek, 2 września 2014
Op. 3 - Caroline
Z ogromną szybkością wybiegłam poza obręb wielkiej posiadłości Salvator'ów. Kierowałam się na pobliską szosę, a później wzdłuż niej dotarłam do centrum naszego miasteczka. Tutaj musiałam się już pilnować i poruszać się jak normalny człowiek. Zniecierpliwiona minęłam dwie kobiety i dość przystojnego chłopaka. Jak na początek dnia, mijających sklepy ludzi, było zaskakująco mało.To dobrze pomyślałam.
Matt pewnie był w domu. Tam też udałam się pierwsze.
Mały, obity białymi deskami dom stał na uboczu, 15 minut drogi z centrum.
Na podjeździe zaparkowany był stary samochód mojego dawnego chłopaka. W donicach na oknach stały uschnięte pelargonie. Za to trawnik został porządnie skoszony. Podeszłam do drzwi i trzy razy wcisnęłam przycisk dzwonka. Nie czekałam długo.
Zaraz w okrągłej szybie pośrodku drzwi, ujżałam Matt'a.
Przekręcił górny zamek i odsunął zasuwkę.
- Cześć Care. Jak tam? - Przywitał mnie jego pochmurny wyraz twarzy. - Wchodź. - Dodał.
Pośpiesznie weszłam do środka. Rozejrzałam się po małym, czystym korytarzu i odwróciłam się do Matt'a ponownie.
- Mam sprawę. Koniecznie musisz mi pomóc. Bo widzisz... - Opowiedziałam mu pokrótce co działo się przez ostanie 24 h. - ... No i prosiłabym cię o to byś został tu na miejscu i czymś zajął małego Gilberta. Z tego co mi wiadomo, strasznie przeżywa odejście Bonnie. Przydałoby mu się jakieś towarzystwo w tym nowym mieszkaniu.To był ich cichy zakątek. Musi czuć się fatalnie siedząc tam sam. Nie chcemy by pojechał za nami, kiedy będziemy szukać rozwiązania. Działania, których motorem są gwałtowne emocje i impulsy z reguły nie kończą się dobrze.
- Ale poczekaj, poczekaj. Jakiego rozwiązania? Jest nadzieja, że Bonnie i Damon powrócą? - Spytał ożywiony.
- Matt... zawsze jest nadzieja. - Dodałam cicho lecz stanowczo. - Załatwię jeszcze jedną sprawę i wracam do Stefana. Bierzemy Elenę i jedziemy. - Popatrzyłam na zegar wiszący nad wejściem do kuchni i zrobiłam krok w stronę drzwi.
- No to poczekaj. Od razu pojadę do Jeremiego a ciebie mogę gdzieś podrzucić. Zgoda? - Widząc, że szybko rozważam jego propozycję oznajmił jeszcze: - Przecież autem będziesz gdzieś szybciej, niż idąc w ludzkim tempie przez środek miasteczka.
- Zgoda. - Powiedziałam i otworzyłam drzwi. - Tylko szybko.
- Już. Biorę kluczki ... - Pobiegł do kuchni. - ... i wychodzimy. - Wracając wziął z wieszaka pierwszą lepszą bluzę i przepuścił mnie w drzwiach.Tak jak poprzednio w ruch poszedł górny zamek. 5 sekund później siedzieliśmy już w samochodzie.Auto zapaliło dopiero za trzecim pociągnięciem kluczyka.
Matt dodał gazu i usłyszeliśmy głośny warkot wydobywający się spod maski. To dobry znak. - Pomyślałam. Chyba nie rozleci się zaraz po wycofaniu z podjazdu. Matt spojrzał w tylne lusterko i zaczął wycofywać. Jakieś 5 minut potem wysadził mnie tam, gdzie miałam do załatwienia ostatnią sprawę.
Obok szpitala.
- Dziękuję. Miej oko na Jeremi'ego. Pa. - Zatrzasnęłam drzwiczki i od razu ruszyłam w stronę budynku. Musiałam zobaczyć się z mamą. Chciałam wiedzieć czy wszystko już z nią w porządku.W recepcji stała tęga pielęgniarka, ubrana w biały, lekarski fartuch i dżinsy. Oprócz niej w holu nie było żywej duszy. Akurat rozmawiała z kimś przez telefon. Słyszałam kawałek rozmowy:
- ... W takim razie proszę koniecznie przyjechać. Doktor Lee przyjmie pańską córkę o...
Byłam bardzo zniecierpliwiona. Słysząc, że po sekundzie rozmowa zeszła na inny, całkiem błahy tor, podeszłam bliżej i mocno zapukałam w wysoki blat recepcji.
- Przepraszam bardzo?!
Z miny kobiety dało się wyczytać jak była oburzona tym że jej przerwałam.
- Tak?! - Przytknęła telefon do szyi.
Nachyliłam się by być bliżej niej i spojrzałam jej głęboko w oczy. Były koloru ciemnego brązu. Zaczęłam ją hipnotyzować.
- Pokaż mi z łaski swojej salę gdzie leży moja mama, Elizabeth Forbes.
Odłożyła telefon. Mrugnęła i wyszła zza biurka.
- Oczywiście. - Uśmiechnęła się i po rozdrażnionej minie nie było ani śladu.
Szła pierwsza spokojnym krokiem. Z holu weszłyśmy do jednego z trzech korytarzy. Ten już nie był pusty. Przed drzwiami z namisem ,,sala nr 3 ,, siedział jakiś chłopak. Miał może 18 lat. Kiedy zobaczył, że zbliża się ktoś z personelu szpitala, wstał i spytał kobietę:
- Dlaczego nikt mi nie powie co z nią jest! Hę?
Zahipnotyzowana przeszła obok niego bez słowa. Współczułam temu chłopakowi. W sali leżała pewnie jego dziewczyna. Pewnie nikt nie chce mu nic powiedzieć, bo nie jest z rodziny. Ah, Niech stracę.
- Poczekaj. - Powiedziałam do prowadzącej mnie pielęgniarki. Obróciła się, a wtedy powtórnie spojrzałam jej głęboko w oczy. - Powiesz temu chłopakowi jak czuje się tamta osoba. -Pokazałam palcem wejście do sali.
- Powiem wszystko.
- Cudownie.
Cofnęła się w jego stronę i zaczęła mówić:
- Z tego co mówią lekarze, stan jest ciężki. Słyszałam tylko o rozległych obrażenia czaszki.Więcej
wie doktor Adam. Chyba jest nawet w środku. Miał sprawdzić czy wszystko w porządku.
Chłopak nawet nie wstał. Pochylił nisko głowę i przetarł zmęczone oczy. Wtedy zza ściany wyszedł doktor, który badał dziewczynę. Nim ten młody mężczyzna wstał, zdążyłam szepnąć co nie co nowemu lekarzowi. Zwrócił się do chłopaka:
- Stan jest już stabilny. Najbardziej ucierpiała jej głowa. Ma też złamane dwa żebra i 4 palce u prawej ręki. Nie licząc siniaków i otarć. Najwyraźniej została pobita. Złamania wzięły się stąd, że próbowała się bronić. A i ... ty ... Mam rozumieć, że jesteś jej chłopakiem, narzeczonym?
- Boże, tak. Wyjdzie z tego?
- Tak, wyjdzie. Ale zostanie tu jeszcze dobry tydzień. A! No i jeżeli jesteście parą ... no to chyba mogę powiedzieć, że ... no... jest ciąży.
Chłopak nie wiedział co powiedzieć. Splótł ręce za głową i całkiem pobladł. Współczułam i jemu i tej nieszczęsnej dziewczynie. Razem z pielęgniarką zaczęłyśmy się oddalać.
- Mogę do niej wejść? - Usłyszałam jeszcze. Potem skręciłyśmy w prawo, w ostatni korytarz.
- To tu. - Odezwała się zaraz.
- Dzięki. Wracaj do pracy. - Odesłałam kobietę i pociągnęłam za klamkę.
Mama leżała z zamkniętymi oczami i otwartymi ustami. Śpi - Pomyślałam. Zamknęłam za sobą drzwi i usiadłam w fotelu, półtora metra od jej szpitalnego łóżka. Ze stolika obok wzięłam pierwszą lepszą gazetę. Był to tygodnik drukowany w naszym miasteczku. Na okładce nad zdjęciem widniał napis:
,,Wielki wybuch i ogromna tragedia,, . Czy ja wiem czy taka tragedia? Podróżnicy zginęli. Szkoda tylko mamy no i ... Damona. - Toczyłam swój wewnętrzny monolog.
2 kartki później przeczytałam o niedźwiedziu, który rozszarpał przechadzających się po parku 3 turystów. Zwierzę? Nie jestem pewna...
A na ostatniej stronie znalazłam tylko żarty i krzyżówki, na które nie miałam teraz ochoty - odłożyłam gazetę na bok. Popatrzyłam na mamę. Dalej spała. Pościel to podnosiła się, to opadała.
- Wszystko będzie dobrze. - Powiedziałam cichutko. Wiedziałam, że teraz z nią nie porozmawiam. Widocznie zasnęła tuż przed moimi odwiedzinami. Niech odpoczywa. Na pewno z tego wyjdzie. Rany na twarzy już się goiły. Będzie zdrów. Najciszej jak mogłam wydarłam najczystszą, w miarę mało zapisaną stronę z gazety i zaczęłam pisać.
,, Cześć mamo. Przyszłam Cię odwiedzić, ale spałaś. Ne chciałam Cię budzić. Potrzeba Ci teraz dużo snu i odpoczynku. Na chwilkę znikam. Wyjeżdżam razem z Eleną i Stefanem z Mystic Falls. Nic więcej nie mogę ci tu, na tej kartce napisać. Nie dzwoń. Nie biorę telefonu. Wkrótce wrócimy. Musimy szukać. O więcej możesz zapytać Matt'a. Pa pa. Kocham Cię. Caroline. ,,
Wiadomość wsunęłam jej delikatnie pod rękę. Pocałowałam w policzek i wyszłam.
Spokojnie wróciłam na korytarz gdzie mieściła się recepcja. Po drodze nie spotkałam już tamtego chłopaka. Widocznie siedział dalej na sali, przy dziewczynie.
- Hej! - Zwróciłam się do tamtej pielęgniarki, która teraz porządkowała coś za ladą.
- Coś jeszcze? - Kiedy podeszła powtórnie ją zahipnotyzowałam.
- Tak. Gdzie trzymacie krew?
__________________________________________________________________
Już pewien czas trzymałam to opowiadanko w notatniku na laptopie. Nie miałam czasu je tu zamieścić.
Ale w końcu jest! Wzięłam sobie to do siebie i staram się teraz nie nadużywać ''...''.
Caroline załatwia kilka ostatnich spraw przed podróżą. Informuje o wszystkim Matt'a , jedzie do mamy do szpitala. Tam pokazuje, że potrafi współczuć nawet człowiekowi - niedoskonałej i słabej istocie. 4 opowiadanie mam już gotowe, ale dodam je koło piątku. Jest krótsze od tego i poprzednich. Po nim będzie zaczynać się dziać.Ta praca może być mniej ładna pod względem wizualnym dlatego, że pisałam to w notatniku i nie ujdzie teraz tych wyrazów poprzestawiać. xd
Tak jak poprzednio proszę o komentarze. ;)
kqenn
Matt pewnie był w domu. Tam też udałam się pierwsze.
Mały, obity białymi deskami dom stał na uboczu, 15 minut drogi z centrum.
Na podjeździe zaparkowany był stary samochód mojego dawnego chłopaka. W donicach na oknach stały uschnięte pelargonie. Za to trawnik został porządnie skoszony. Podeszłam do drzwi i trzy razy wcisnęłam przycisk dzwonka. Nie czekałam długo.
Zaraz w okrągłej szybie pośrodku drzwi, ujżałam Matt'a.
Przekręcił górny zamek i odsunął zasuwkę.
- Cześć Care. Jak tam? - Przywitał mnie jego pochmurny wyraz twarzy. - Wchodź. - Dodał.
Pośpiesznie weszłam do środka. Rozejrzałam się po małym, czystym korytarzu i odwróciłam się do Matt'a ponownie.
- Mam sprawę. Koniecznie musisz mi pomóc. Bo widzisz... - Opowiedziałam mu pokrótce co działo się przez ostanie 24 h. - ... No i prosiłabym cię o to byś został tu na miejscu i czymś zajął małego Gilberta. Z tego co mi wiadomo, strasznie przeżywa odejście Bonnie. Przydałoby mu się jakieś towarzystwo w tym nowym mieszkaniu.To był ich cichy zakątek. Musi czuć się fatalnie siedząc tam sam. Nie chcemy by pojechał za nami, kiedy będziemy szukać rozwiązania. Działania, których motorem są gwałtowne emocje i impulsy z reguły nie kończą się dobrze.
- Ale poczekaj, poczekaj. Jakiego rozwiązania? Jest nadzieja, że Bonnie i Damon powrócą? - Spytał ożywiony.
- Matt... zawsze jest nadzieja. - Dodałam cicho lecz stanowczo. - Załatwię jeszcze jedną sprawę i wracam do Stefana. Bierzemy Elenę i jedziemy. - Popatrzyłam na zegar wiszący nad wejściem do kuchni i zrobiłam krok w stronę drzwi.
- No to poczekaj. Od razu pojadę do Jeremiego a ciebie mogę gdzieś podrzucić. Zgoda? - Widząc, że szybko rozważam jego propozycję oznajmił jeszcze: - Przecież autem będziesz gdzieś szybciej, niż idąc w ludzkim tempie przez środek miasteczka.
- Zgoda. - Powiedziałam i otworzyłam drzwi. - Tylko szybko.
- Już. Biorę kluczki ... - Pobiegł do kuchni. - ... i wychodzimy. - Wracając wziął z wieszaka pierwszą lepszą bluzę i przepuścił mnie w drzwiach.Tak jak poprzednio w ruch poszedł górny zamek. 5 sekund później siedzieliśmy już w samochodzie.Auto zapaliło dopiero za trzecim pociągnięciem kluczyka.
Matt dodał gazu i usłyszeliśmy głośny warkot wydobywający się spod maski. To dobry znak. - Pomyślałam. Chyba nie rozleci się zaraz po wycofaniu z podjazdu. Matt spojrzał w tylne lusterko i zaczął wycofywać. Jakieś 5 minut potem wysadził mnie tam, gdzie miałam do załatwienia ostatnią sprawę.
Obok szpitala.
- Dziękuję. Miej oko na Jeremi'ego. Pa. - Zatrzasnęłam drzwiczki i od razu ruszyłam w stronę budynku. Musiałam zobaczyć się z mamą. Chciałam wiedzieć czy wszystko już z nią w porządku.W recepcji stała tęga pielęgniarka, ubrana w biały, lekarski fartuch i dżinsy. Oprócz niej w holu nie było żywej duszy. Akurat rozmawiała z kimś przez telefon. Słyszałam kawałek rozmowy:
- ... W takim razie proszę koniecznie przyjechać. Doktor Lee przyjmie pańską córkę o...
Byłam bardzo zniecierpliwiona. Słysząc, że po sekundzie rozmowa zeszła na inny, całkiem błahy tor, podeszłam bliżej i mocno zapukałam w wysoki blat recepcji.
- Przepraszam bardzo?!
Z miny kobiety dało się wyczytać jak była oburzona tym że jej przerwałam.
- Tak?! - Przytknęła telefon do szyi.
Nachyliłam się by być bliżej niej i spojrzałam jej głęboko w oczy. Były koloru ciemnego brązu. Zaczęłam ją hipnotyzować.
- Pokaż mi z łaski swojej salę gdzie leży moja mama, Elizabeth Forbes.
Odłożyła telefon. Mrugnęła i wyszła zza biurka.
- Oczywiście. - Uśmiechnęła się i po rozdrażnionej minie nie było ani śladu.
Szła pierwsza spokojnym krokiem. Z holu weszłyśmy do jednego z trzech korytarzy. Ten już nie był pusty. Przed drzwiami z namisem ,,sala nr 3 ,, siedział jakiś chłopak. Miał może 18 lat. Kiedy zobaczył, że zbliża się ktoś z personelu szpitala, wstał i spytał kobietę:
- Dlaczego nikt mi nie powie co z nią jest! Hę?
Zahipnotyzowana przeszła obok niego bez słowa. Współczułam temu chłopakowi. W sali leżała pewnie jego dziewczyna. Pewnie nikt nie chce mu nic powiedzieć, bo nie jest z rodziny. Ah, Niech stracę.
- Poczekaj. - Powiedziałam do prowadzącej mnie pielęgniarki. Obróciła się, a wtedy powtórnie spojrzałam jej głęboko w oczy. - Powiesz temu chłopakowi jak czuje się tamta osoba. -Pokazałam palcem wejście do sali.
- Powiem wszystko.
- Cudownie.
Cofnęła się w jego stronę i zaczęła mówić:
- Z tego co mówią lekarze, stan jest ciężki. Słyszałam tylko o rozległych obrażenia czaszki.Więcej
wie doktor Adam. Chyba jest nawet w środku. Miał sprawdzić czy wszystko w porządku.
Chłopak nawet nie wstał. Pochylił nisko głowę i przetarł zmęczone oczy. Wtedy zza ściany wyszedł doktor, który badał dziewczynę. Nim ten młody mężczyzna wstał, zdążyłam szepnąć co nie co nowemu lekarzowi. Zwrócił się do chłopaka:
- Stan jest już stabilny. Najbardziej ucierpiała jej głowa. Ma też złamane dwa żebra i 4 palce u prawej ręki. Nie licząc siniaków i otarć. Najwyraźniej została pobita. Złamania wzięły się stąd, że próbowała się bronić. A i ... ty ... Mam rozumieć, że jesteś jej chłopakiem, narzeczonym?
- Boże, tak. Wyjdzie z tego?
- Tak, wyjdzie. Ale zostanie tu jeszcze dobry tydzień. A! No i jeżeli jesteście parą ... no to chyba mogę powiedzieć, że ... no... jest ciąży.
Chłopak nie wiedział co powiedzieć. Splótł ręce za głową i całkiem pobladł. Współczułam i jemu i tej nieszczęsnej dziewczynie. Razem z pielęgniarką zaczęłyśmy się oddalać.
- Mogę do niej wejść? - Usłyszałam jeszcze. Potem skręciłyśmy w prawo, w ostatni korytarz.
- To tu. - Odezwała się zaraz.
- Dzięki. Wracaj do pracy. - Odesłałam kobietę i pociągnęłam za klamkę.
Mama leżała z zamkniętymi oczami i otwartymi ustami. Śpi - Pomyślałam. Zamknęłam za sobą drzwi i usiadłam w fotelu, półtora metra od jej szpitalnego łóżka. Ze stolika obok wzięłam pierwszą lepszą gazetę. Był to tygodnik drukowany w naszym miasteczku. Na okładce nad zdjęciem widniał napis:
,,Wielki wybuch i ogromna tragedia,, . Czy ja wiem czy taka tragedia? Podróżnicy zginęli. Szkoda tylko mamy no i ... Damona. - Toczyłam swój wewnętrzny monolog.
2 kartki później przeczytałam o niedźwiedziu, który rozszarpał przechadzających się po parku 3 turystów. Zwierzę? Nie jestem pewna...
A na ostatniej stronie znalazłam tylko żarty i krzyżówki, na które nie miałam teraz ochoty - odłożyłam gazetę na bok. Popatrzyłam na mamę. Dalej spała. Pościel to podnosiła się, to opadała.
- Wszystko będzie dobrze. - Powiedziałam cichutko. Wiedziałam, że teraz z nią nie porozmawiam. Widocznie zasnęła tuż przed moimi odwiedzinami. Niech odpoczywa. Na pewno z tego wyjdzie. Rany na twarzy już się goiły. Będzie zdrów. Najciszej jak mogłam wydarłam najczystszą, w miarę mało zapisaną stronę z gazety i zaczęłam pisać.
,, Cześć mamo. Przyszłam Cię odwiedzić, ale spałaś. Ne chciałam Cię budzić. Potrzeba Ci teraz dużo snu i odpoczynku. Na chwilkę znikam. Wyjeżdżam razem z Eleną i Stefanem z Mystic Falls. Nic więcej nie mogę ci tu, na tej kartce napisać. Nie dzwoń. Nie biorę telefonu. Wkrótce wrócimy. Musimy szukać. O więcej możesz zapytać Matt'a. Pa pa. Kocham Cię. Caroline. ,,
Wiadomość wsunęłam jej delikatnie pod rękę. Pocałowałam w policzek i wyszłam.
Spokojnie wróciłam na korytarz gdzie mieściła się recepcja. Po drodze nie spotkałam już tamtego chłopaka. Widocznie siedział dalej na sali, przy dziewczynie.
- Hej! - Zwróciłam się do tamtej pielęgniarki, która teraz porządkowała coś za ladą.
- Coś jeszcze? - Kiedy podeszła powtórnie ją zahipnotyzowałam.
- Tak. Gdzie trzymacie krew?
__________________________________________________________________
Już pewien czas trzymałam to opowiadanko w notatniku na laptopie. Nie miałam czasu je tu zamieścić.
Ale w końcu jest! Wzięłam sobie to do siebie i staram się teraz nie nadużywać ''...''.
Caroline załatwia kilka ostatnich spraw przed podróżą. Informuje o wszystkim Matt'a , jedzie do mamy do szpitala. Tam pokazuje, że potrafi współczuć nawet człowiekowi - niedoskonałej i słabej istocie. 4 opowiadanie mam już gotowe, ale dodam je koło piątku. Jest krótsze od tego i poprzednich. Po nim będzie zaczynać się dziać.Ta praca może być mniej ładna pod względem wizualnym dlatego, że pisałam to w notatniku i nie ujdzie teraz tych wyrazów poprzestawiać. xd
Tak jak poprzednio proszę o komentarze. ;)
kqenn
Subskrybuj:
Posty (Atom)