piątek, 19 grudnia 2014

Op. 10 - Damon

- Weź Bon-Bon. - strzepuję z ramienia rękę towarzyszki. - Bo się jeszcze zarumienię. - dodaję widząc zdziwioną minę mojej dawnej kochanki.
- Bonnie! - Caroline wreszcie do nas podbiega. Od razu łapie przyjaciółkę w objęcia.
- Hello! - mówię głośniej z ironią. - Też tutaj jestem.
- Ty się nie odzywaj! - rzuca blondyna nawet się na mnie nie obracając.
Chyba długo jej nie widziałem skoro wydaje mi się teraz równie ładna co Elena. Właśnie - Elena. Co ja mówię? Nikt nie jest równie piękny co ona. Moja księżniczka.
- ... tylko my. - słyszę końcówkę wypowiedzi Bonnie. Postanawiam dodać coś od siebie.
- Tak Caroline. Tylko ja, Bon-Bon i wielka, przytulna sypialnia. - mrugam do nich porozumiewawczo.
- To wy...? - przełyka ślinę.
- Nie! Daj spokój Damon. - prostuje sytuację moja ciemnoskóra towarzyszka niedoli.
- Tak, tak. Teraz się opiera, a rano i wieczorem prawie błagała o więcej. - pozwalam sobie klepnąć ją w pupę.
- Spadaj. - mówi oburzona. - Weź się nie popisuj. Jeśli dołączyła do nas Caroline to znaczy, że... umarłaś?! - krzyczy teraz na przyjaciółkę. - Jakim cudem?
Blondyna przeczesuje palcami włosy i po chwili odpowiada.
- Chciałam kogoś uratować. Udało się, jednak nie z takim skutkiem jaki oczekiwałam. - pokazuje na siebie.
- Ho ho. Ty lepiej uważaj bo się Stefan rozzłości. - dodaję od siebie.
- Czemu niby?
- No bo dotąd to on był tym ratującym z opresji.
- Daj już spokój. - powiedziały na raz.
- Dobra, okey. - wywracam oczami. - Idziemy do domu?
- Tego z dużą sypialnią? Oczywiście. - wtrąca rozgniewana Bon-Bon.
Łapie Caroline pod rękę i zaczynają iść w kierunku naszego tymczasowego lokum.
Jeszcze chwilę stoję w miejscu i obserwuję miejsce, w którym pojawiła się nasza stara znajoma. Potem podbiegam do dziewczyn, które zdążyły się już trochę oddalić. A co mi tam? Kładę ramię na jednej i w takiej pozycji idziemy do naszego małego raju.

                                                             

                                                                       ***


- Jakieś 650 m[2] czystego luksusu. - zakładam ręce na klatce piersiowej i czekam na reakcję Caroline.
- Cóż za skromność. Brawo! - zaczyna klaskać i dodaje. - A tak na serio. Skąd wzięliście taką chatę?
- No skoro jesteśmy tutaj sami, to czemu mielibyśmy z tego nie skorzystać? - odpowiadam z drwiącym uśmieszkiem.
Bonnie leży z zamkniętymi oczami na kanapie. Udaje, że śpi. Ja jednak wiem, że blefuje. Spędziłem z nią tyle czasu, że potrafię rozgryźć jej każde zachowanie czy minę. Pewnie chce posłuchać naszej niby osobistej rozmowy. Podchodzę do, co tu będę ukrywał, ogromnej szafki z alkoholami i biorę pierwszą lepszą butlę wódki. Kiedy myślę, że będzie mi dane w spokoju rozkoszować się tym ostrym i wyraźnym smakiem, Caroline zasypuje mnie gradem pytań.
- To tak wam mijał ten czas? Nic nie robiliście żeby się stąd wydostać? My cały czas szukaliśmy rozwiązania! Nie pytasz się o Elenę? A Stefan cię już nie obchodzi? Co z Mattem czy nawet moją mamą? Wiesz, że Alaric wrócił? Nie wspominając już o Enzo! - wyrzuciła z siebie oburzona.
- Caroline?! Czy mogłabyś dać mi chwilę spokoju? Do tej pory sądziłem, że Bon-Bon może być najgorszą osobą, z którą mogę tu przebywać. Ale nie! Wbiła nam tu dzisiaj blond wampirzyca, mistrzyni bali i wielka organizatorka wszelkiego rodzaju imprez i festynów. - widzę ukradkiem, że kąciki ust Bon-Bon wygięły się w nikłym uśmiechu. Szybko dodaję. - W miarę fajna i ładna dziewczyna, której czepiają się same nieszczęścia i która sypia z samymi nieszczęściami...
- Teraz to o sobie mówisz? - uśmiecha się sarkastycznie. 
- O teraz tu mnie troszkę przygasiłaś, ale wracając do mej przerwanej przez cię wypowiedzi. - mówię specjalnie. - A więc ... Tak jak mówiłem ten domek ma ponad 600 m[2], 9 sypialni w tym 7 już sprawdzonych - dodaję i wysyłam w jej kierunku łobuzerski uśmieszek. - szczerze świetny salon, w którym właśnie siedzisz i który właśnie, myślę podziwiasz. 5 łazienek, całkiem dobrych przyznam. Dwie są z wannami, reszta tylko prysznice więc szajs, bo ja lubię gorące kąpiele, zwłaszcza we dwoje. - pokazuję jej Bonnie. - O i byłbym zapomniał! Basen! Wielki, śliczny basen! - zaczynam mówić jak do dziecka. - Więc daj mi kotku chwilę spokoju i przejdź się proszę po mej posiadłości. Ja tymczasem, jeśli pozwolisz oczywiście, zwilżę me usta tym oto wykwintnym trunkiem. - mówię jak najbardziej pokrętnie, tylko po to by się ode mnie odczepiła. Jakieś 3 sekundy po tej właśnie myśli żałuję, że tak a nie inaczej to do niej powiedziałem.
W ekspresowym tempie dociera do mnie i dosłownie zgniata szklany spód butli od wódki. Nie patrzy na to, że się przy tym rani. Widzę jak drobne kawałki przeźroczystego szkła bez problemu wbijają się w jej miękką skórę.
- Ej, ej. No i patrz co narobiłaś! Nie dość, że obudziłaś Bon-Bon to jeszcze, co jest najgorsze w tym wszystkim, rozwaliłaś mi mój alkohol. Dobrą polską wódkę! Uczynek na miarę najcięższego grzechu. Aż wstyd! Pfe! - strzepuję z koszuli kropelki wódki. - Widzisz? Teraz muszę się rozebrać. - odpinam guziki koszuli po czym rzucam ją w najbliższy róg salonu. - Ej! Ty od początku tego chciałaś. Ha! Dobra jesteś!
Przestaję żartować kiedy podchodzi ponownie, a jej mina wyraża dokładnie: ,,no zaraz go zabiję,, .
- Cholernie tęsknię za Eleną. - wyciskam w końcu z siebie.
- Wow! Cóż za wyznanie. No tego to bym się nie spodziewała! - teraz to ona bawi się w te gierki.
- Mam odpowiadać na te twoje pytania czy nie? - kończy mi się cierpliwość. Półnagi idę w stronę Bonnie i siadam na skraju łóżka, na którym leży już z otwartymi oczami. Przyjmując wygodną, męską pozę, relaksuję się i z zamkniętymi oczami odpowiadam na zapamiętane pytania. - Za tym durniem od wiewiórek też tęsknię. W końcu brat. Tak? - pocieram czoło. - Matt mnie nie obchodzi. Enzo potrafi zadbać o siebie i dostosować się do każdych warunków. Alaric? Niech sobie wreszcie znajdzie kobietę! Starego kawalera później nikt nie będzie chciał. Liz? O o o ... I tu pozdrawiam serdecznie. Jedna z tych nielicznych, których obecność mogę wytrzymać. A o Klausie było znać? - widzę, że schodzę na kruchy ląd. Co mi tam? Lubię sporty ekstremalne. W razie czego, tylko się pozabijamy. Nic wielkiego. - Wrócił! - domyślam się po mimice jej twarzy. Ja serio mógłbym zostać kobiecym terapeutą i psychologiem. - Zmierzwił ci już piórka? - nie mogę pohamować śmiechu. Ku mojemu zaskoczeniu Caroline też zaczyna się śmiać. Wkrótce potem Bon-Bon.
- Nie jeszcze nie. Na razie o tym myślimy i rozmawiamy. - blondyna siada przed nami po turecku dalej rechocząc.
- O o... to koniecznie trzeba porozmawiać. Najlepiej tak do obiadu, przy mamie. - kiwam głową i zanoszę się śmiechem.


___________________________________________________


Witam. Wreszcie kolejne opowiadanie. Wcieliłam się w rolę Damona. Postanowiłam urozmaicić coś te opowiadania i dodać do nich cięte riposty jednego z braci Salvatore. xD Nie wiem czy mi wyszło. Sami oceńcie. Mamy dłuższą przerwę od szkoły, nauki, zadań, nauczycieli więc następne opowiadanie będzie szybciej. Tak przynajmniej sądzę xD. Życzę przyjemnego czytania! :) Pozdrawiam kqenn kqenn

sobota, 6 grudnia 2014

Op. 9 - Caroline

To ON. 

Jestem całkowicie pewna, że osobą, która pomogła mi ocalić to dziecko jest Klaus. Sposób w jaki objął maleństwo ...
To dziecko jest jego?! To niemożliwe ...
Mam ochotę się do nich uśmiechnąć. Tak.
Uśmiechnąć. Do ostatnich osób, które widzą mnie żywą. Może sprostuję : które widzą mnie na wpół umarłą. Przed końcem zauważam, że Klaus próbuje coś temu zaradzić. Strasznie się miota. Chce mi się płakać, kiedy widzę jak nieporadnie, z dzieckiem na rękach, próbuje mnie ożywić. Klęka i próbuje wszystkiego. Zaczynając od tych najbardziej możliwych i realnych opcji: poi me ciało swoją krwią. Na 2 sekundy opada na stopy i czeka. Kiedy widzi, że nic nie dała jego pierwotna umiejętność dostaje szału. Nie fizycznego, bo rusza się dalej spokojnie by nie urazić dzieciątka, tylko psychicznego. W jego oczach płonie złość, a przede wszystkim strach przed utratą. I właśnie tu jestem zaskoczona. Tak samo jak wcześniej o dziecko, boi się teraz o mnie. Dalej robi już tylko głupoty. Potrząsa mą głową, sprawdza puls naciskając nadgarstek. Kiedy tego nie napotyka nachyla głowę do moich ust. Sprawdza oddech. Zupełnie nie wie co robić. Zresztą też nie wiedziałabym jak się w takiej sytuacji zachować.
Może najlepiej się pogodzić?
Bo już odeszłam.
- Nie wrócę Klaus! - krzyczę bezgłośnie w jego stronę i wtedy zauważam, że patrzę na niego, na dziecko i ... na mnie z zupełnie innej perspektywy. Nie jestem już w ciele. Stoję kawałek od odgrywającej się tragedii. Strasznie jest oglądać swoją śmierć. Widzę, że Klaus próbuje nawet ugryzień. Naoglądał się pewnie ,,Zmierzchu,, - myślę głupio. Nie wiem skąd ma tą siłę. Jestem pewna, że wie, że to już nic nie da. Chyba tylko resztka nadziei pcha go do tego wszystkiego.
Kiedy ten próbuje na moim ciele innych metod przypominam sobie dlaczego się tu znalazłam.
Chciałam odetchnąć od Eleny? Nie, chyba nie. To co zrobiła było tylko okazją do ucieczki. Chwilową odskocznią od problemów, które od dłuższego czasu spoczywały tylko na moich ramionach. Gdyby mnie tu nie było ... Co Caroline?! Myślisz w tej chwili jak tchórz! - krzyczę, a dźwięk rozchodzi się tylko w moim wymiarze. Nikt inny nie słyszy mojego monologu. Klęczę przy obrazku szamocącego się mężczyzny z dzieckiem. Zaczynam płakać.
- Cieszę się, że to zrobiłam! Słyszysz?! - swój niemy krzyk kieruję w jego stronę.
On jakby słysząc moją wypowiedź zaczął wreszcie mówić.
- Przecież bym sobie poradził. Obserwowałem ciebie i ją. - patrzy chwilę na niemowlę, później kontynuuje podjętą przed chwilą kolejną próbę. - Tak mnie zaskoczyłaś tym, że wtedy wybiegłaś, że przez chwilę nie wiedziałem co robić. - rozmazuje łzy ręką. - Za późno wybiegłem. To mój błąd. Zginęłaś przeze mnie!
Zaciska pięści. Wypowiadając ostatnie słowa prawie łka. Wtedy też przestaje o mnie walczyć. Siada bezradnie obok ciała. Pustej mnie, która wygląda teraz jak poszarzała i popękana skorupa.
- To nie prawda! - płaczę i podchodzę do Klausa.
Kiedy chce oprzeć się o jego plecy przeszywa mnie niespodziewany ból.
Oszałamiający.
Okazuje się, że trafiam dłonią na pewnego rodzaju barierę. Granicę, która oddziela dwa światy: żywych i umarłych. Momentalnie chowam rękę i oddalam się nieco od widocznej teraz niebieskawej powłoki. Coś w moim wnętrzu szarpie mnie w przeciwnym kierunku. Kiedy się odwracam widzę ciemność. Czarną otchłań i studnię bez dna. Chcę ponownie widzieć Klausa, niemowlę i zmarłą mnie, lecz kiedy się obracam moim oczom ukazuje się ta sama dziura. Zaczynam się kręcić. Chcę sprawdzić czy obecny stan otacza mnie ze wszystkich stron. Panika ogarnia mojego ducha, kiedy orientuję się, że tak właśnie jest. Okazuje się, że grunt pod nogami też znikł. Stoję zawieszona w pustce.

Coś przeczuwam.
To ból. Niewidzialny pędzi w moim kierunku ze wszystkich stron tej czarnej otchłani. Jest tu tak obecny i namacalny, że wiem nawet kiedy we mnie uderzy. Jest już blisko...

Uderza. Wtapia się i wlewa w każde miejsce mojego ducha. Bije w każde złe i okrutne zdarzenie jakie mnie spotkało. Myślałam, że wszystko co najgorsze już minęło. Sądziłam, że myśl o śmierci i swąd moich własnych zwęglonych zwłok były najgorsze. Okazały się one tylko początkiem katuszy jakie teraz zaczynałam odczuwać.
Ból był nie do zniesienia.
Mój duch próbował z nim walczyć. Niestety, nie trwało to więcej niż 3 minuty. Potem raz po raz zapadałam się w ciemność. Miałam wtedy okazję odpocząć. Na sekundę usuwało to ten piekielny ból.
Właśnie!
Czy tak wygląda piekło? Bez demonów i ich króla? Bez lawy, siarki i dymu? Tylko ból?
Sam ból? To okropne. Byłam przygotowana na coś zupełnie innego. Niewyobrażalnie wolałabym teraz klęczeć przed panem piekieł i wypełniać jego najokrutniejsze rozkazy, niż tkwić zawieszona tu - w pustce - rażona raz po raz dawkami bólu. Jest zbyt silny bym mogła ruszyć nawet palcem. Przegrałam z nim. Moja głowa stała się ciężka, ręce opadły i wkrótce nie czułam już całej siebie. Nie potrafiłam wydostać się spod tego ciężaru. Przykrywał mnie całą i w pewnym momencie się mu poddałam. Pozwoliłam by ciemność popchała mnie głęboko w dół - tam gdzie nie było smutku, strachu a przede wszystkim tego bólu. Dalej moim zamkniętym oczom pokazywały się sceny z życia. Wiadomość, że ojciec jest gejem i zostawił mnie i matkę dla faceta. Stracona miłość Matta i Tylera, a niespełniona Klausa... i tak całe życie.
Wtedy znowu o nim pomyślałam. Klaus. A może jednak jeszcze na mnie czeka? A Stefan? Mama?
Wraz z ta ostatnią myślą pojawiła się tęsknota. Bliscy. Mam jeszcze bliskich.
Posiadam jeszcze przecież dobre i wspaniałe wspomnienia! Poczułam coś dziwnego. Zaczęłam intensywniej myśleć o tych lepszych epizodach mojego życia:
Enzo, Stefan, Klaus...  Mama, Bonnie, Elena...
Odwaga, współczucie, pomoc, sympatia.
Coś przebiło się przez gęstwinę ciemności. Chyba światło. Tak. Wąski promyk zbawiennego słońca. Napieram na mrok. Nie walczę z nim, tylko po prostu się mu opieram. Nie zdołam go udźwignąć, więc staram się to wszystko przetrwać. Sekunda po sekundzie. Minuta po minucie i godzina po godzinie. Nie wiem ile czasu minęło mi na myśleniu i rozpamiętywaniu tego co w moim życiu było dobre.
Szalał we mnie pożar. Ogień, który spalił mnie z zewnątrz, przeniósł się teraz do wewnątrz. Chce mi się krzyczeć. Błagać kogoś by zabił tą część mnie, która przetrwała i przeniosła się do tego beznadziejnego miejsca.
Pożar szalał dalej. Z każdą chwilą pochłaniał nowy kawałek mnie. Zaczęłam rozwijać w sobie nową zdolność jego doświadczania, zwiększoną wrażliwość, dzięki której mogłam docenić każdy przenikający mnie płomień z osobna.
Chyba dzięki temu zaczęłam unosić się ku górze.
Znowu wpłynęłam w strefę bólu i tęsknoty. Chciałam jak najszybciej ją opuścić. Szybko! Myśl pozytywnie! Twoje życie to nie tylko przemoc, morderstwa, ból i strach. To także szczęście i radość.
Nie pozwól zgnieść się przez te negatywne uczucia, doznania i wydarzenia. Lekko wbiłam się w górę. Znalazłam się chyba w centrum tej ,,strefy bólu,, . Tu było najtrudniej. Wszystkie pozytywne emocje gdzieś uleciały i kiedy miałam stoczyć się na samo dno tej otchłani, tym razem bezpowrotnie, pomyślałam o pewnym zdarzeniu.
O lesie i chwili słabości.
Czucie w rękach powróciło, a z nim umiejętność poruszania nogami.
O pocałunkach.
Poczułam jak zaczyna bić moje do tej pory skamieniałe i zimne serce.
O dniu pełnym czystej miłości.
Do ust napłynęła krew, pozwalając im wykonać ruch.
O tej ,,nocy,, z Klausem.
Mózg mi się rozjaśnił i wtedy poczułam to coś. Odwagę i chęć przezwyciężenia tego okropnego bólu.
SIŁĘ na wydostanie się stąd. W jednym momencie skupiłam całą swoją moc przetrwania w jednym miejscu - sercu - i użyłam jej przeciwko mojemu oprawcy. Ból nawet się nie zachwiał. Postanowiłam, że spróbuję mocniej. Wtedy... coś w nim pękło. Złamał się i ugiął pod ciężarem mej broni - odwagi i chęci wrócenia do bliskich. Poczułam, że dam radę. Ostateczny cios zadałam mu wspomnieniem o dziecku. Zrobiłam to wszystko dla niej. By ją uratować. Tak na prawdę nie boję się śmierci.
To ona powinna bać się mnie.
Wtedy uderzyło mnie światło. Wbiło się tak głęboko, że jednym ruchem przeszyło mi serce i inne narządy.
Wypełzłam do góry. Wydostałam się z tej przeklętej ciemności o własnych siłach. Czerpiąc moc i energię z rzeczy jakie mi tylko pozostały, a mianowicie z miłości i odwagi.
Stanęłam na nogach, na świeżo skoszonym trawniku i obejrzałam się za siebie. Miejsce zupełnie mi obce.
- Hej. - woła ktoś nagle. Znam ten głos... - Tu jesteśmy! - rzuca ze zniecierpliwieniem. -  Wreszcie ktoś kto będzie mnie bardziej irytował od ciebie Bonnie. - wtedy obracam się w stronę skąd dochodzi głos i widzę moją przyjaciółkę uczepioną ręki Damona.



____________________________________________________________

Hey. ;-) Wreszcie nowe opowiadanie. Od razu mówię, że końcówka jest niedopracowana. Pewnie jaz zwykle pełno błędów. :-/ Staram się sprawdzać pisownię, ale czasem znajdzie się coś czego ja nie dostrzegłam. Myślę, że do długości tego opowiadania nie można się przyczepić. xD Mogę Wam zdradzić, że teraz chwilowo Caroline wyłącza się z narracji, a wchodzą inne osoby. Następne opowiadanie gdzieś koło piątku 12 grudnia - na luziku, po sprawdzianach. Życzcie mi szczęścia. xD We wtorek mam cz. humanistyczną, środa to przyrodnicze, a czwartek - niemiecki. Oby mi wyszło.

Jak zawsze proszę o komentarze. Dają mi one satysfakcję i motor do tworzenia i wymyślania kolejnych przygód Caroline. Na cały nadchodzący tydzień życzę dużo uśmiechu :)

kqenn kqenn