wtorek, 2 września 2014

Op. 3 - Caroline

Z ogromną szybkością wybiegłam poza obręb wielkiej posiadłości Salvator'ów. Kierowałam się na pobliską szosę, a później wzdłuż niej dotarłam do centrum naszego miasteczka. Tutaj musiałam się już pilnować i poruszać się jak normalny człowiek. Zniecierpliwiona minęłam dwie kobiety i dość przystojnego chłopaka. Jak na początek dnia, mijających sklepy ludzi, było zaskakująco mało.To dobrze pomyślałam.
Matt pewnie był w domu. Tam też udałam się pierwsze.

Mały, obity białymi deskami dom stał na uboczu, 15 minut drogi z centrum.
Na podjeździe zaparkowany był stary samochód mojego dawnego chłopaka. W donicach na oknach stały uschnięte pelargonie. Za to trawnik został porządnie skoszony. Podeszłam do drzwi i trzy razy wcisnęłam przycisk dzwonka. Nie czekałam długo.
Zaraz w okrągłej szybie pośrodku drzwi, ujżałam Matt'a.
Przekręcił górny zamek i odsunął zasuwkę.
- Cześć Care. Jak tam? - Przywitał mnie jego pochmurny wyraz twarzy. - Wchodź. - Dodał.
Pośpiesznie weszłam do środka. Rozejrzałam się po małym, czystym korytarzu i odwróciłam się do Matt'a ponownie.
- Mam sprawę. Koniecznie musisz mi pomóc. Bo widzisz... - Opowiedziałam mu pokrótce co działo się przez ostanie 24 h.  - ... No i prosiłabym cię o to byś został tu na miejscu i czymś zajął małego Gilberta. Z tego co mi wiadomo, strasznie przeżywa odejście Bonnie. Przydałoby mu się jakieś towarzystwo w tym nowym mieszkaniu.To był ich cichy zakątek. Musi czuć się fatalnie siedząc tam sam. Nie chcemy by pojechał za nami, kiedy będziemy szukać rozwiązania. Działania, których motorem są gwałtowne emocje i impulsy z reguły nie kończą się dobrze.
- Ale poczekaj, poczekaj. Jakiego rozwiązania? Jest nadzieja, że Bonnie i Damon powrócą? - Spytał ożywiony.
- Matt... zawsze jest nadzieja. - Dodałam cicho lecz stanowczo. - Załatwię jeszcze jedną sprawę i wracam do Stefana. Bierzemy Elenę i jedziemy. - Popatrzyłam na zegar wiszący nad wejściem do kuchni i zrobiłam krok w stronę drzwi.
- No to poczekaj. Od razu pojadę do Jeremiego a ciebie mogę gdzieś podrzucić. Zgoda? - Widząc, że szybko rozważam jego propozycję oznajmił jeszcze: - Przecież  autem będziesz gdzieś szybciej, niż idąc w ludzkim tempie przez środek miasteczka.
- Zgoda. - Powiedziałam i otworzyłam drzwi. - Tylko szybko.
- Już. Biorę kluczki ... - Pobiegł do kuchni. - ... i wychodzimy. - Wracając wziął z wieszaka pierwszą lepszą bluzę i przepuścił mnie w drzwiach.Tak jak poprzednio w ruch poszedł górny zamek. 5 sekund później siedzieliśmy już w samochodzie.Auto zapaliło dopiero za trzecim pociągnięciem kluczyka.
Matt dodał gazu i usłyszeliśmy głośny warkot wydobywający się spod maski. To dobry znak. - Pomyślałam. Chyba nie rozleci się zaraz po wycofaniu z podjazdu. Matt spojrzał w tylne lusterko i zaczął wycofywać. Jakieś 5 minut potem wysadził mnie tam, gdzie miałam do załatwienia ostatnią sprawę.
Obok szpitala.
- Dziękuję. Miej oko na Jeremi'ego. Pa. - Zatrzasnęłam drzwiczki i od razu ruszyłam w stronę budynku. Musiałam zobaczyć się z mamą. Chciałam wiedzieć czy wszystko już z nią w porządku.W recepcji stała tęga pielęgniarka, ubrana w biały, lekarski fartuch i dżinsy. Oprócz niej w holu nie było żywej duszy. Akurat rozmawiała z kimś przez telefon. Słyszałam kawałek rozmowy:
- ... W takim razie proszę koniecznie przyjechać. Doktor Lee przyjmie pańską córkę o...
Byłam bardzo zniecierpliwiona. Słysząc, że po sekundzie rozmowa zeszła na inny, całkiem błahy tor, podeszłam bliżej i mocno zapukałam w wysoki blat recepcji.
- Przepraszam bardzo?!
Z miny kobiety dało się wyczytać jak była oburzona tym że jej przerwałam.
- Tak?! - Przytknęła telefon do szyi.
Nachyliłam się by być bliżej niej i spojrzałam jej głęboko w oczy. Były koloru ciemnego brązu. Zaczęłam ją hipnotyzować.
- Pokaż mi z łaski swojej salę gdzie leży moja mama, Elizabeth Forbes.
Odłożyła telefon. Mrugnęła i wyszła zza biurka.
- Oczywiście. - Uśmiechnęła się i po rozdrażnionej minie nie było ani śladu.
Szła pierwsza spokojnym krokiem. Z holu weszłyśmy do jednego z trzech korytarzy. Ten już nie był pusty. Przed drzwiami z namisem ,,sala nr 3 ,, siedział jakiś chłopak. Miał może 18 lat. Kiedy zobaczył, że zbliża się ktoś z personelu szpitala, wstał i spytał kobietę:
- Dlaczego nikt mi nie powie co z nią jest! Hę?
Zahipnotyzowana przeszła obok niego bez słowa. Współczułam temu chłopakowi. W sali leżała pewnie jego dziewczyna. Pewnie nikt nie chce mu nic powiedzieć, bo nie jest z rodziny. Ah, Niech stracę.
- Poczekaj. - Powiedziałam do prowadzącej mnie pielęgniarki. Obróciła się, a wtedy powtórnie spojrzałam jej głęboko w oczy. - Powiesz temu chłopakowi jak czuje się tamta osoba. -Pokazałam palcem wejście do sali.
- Powiem wszystko.
- Cudownie.
Cofnęła się w jego stronę i zaczęła mówić:
- Z tego co mówią lekarze, stan jest ciężki. Słyszałam tylko o rozległych obrażenia czaszki.Więcej
wie doktor Adam. Chyba jest nawet w środku. Miał sprawdzić czy wszystko w porządku.
Chłopak nawet nie wstał. Pochylił nisko głowę i przetarł zmęczone oczy. Wtedy zza ściany wyszedł doktor, który badał dziewczynę. Nim ten młody mężczyzna wstał, zdążyłam szepnąć co nie co nowemu lekarzowi. Zwrócił się do chłopaka:
- Stan jest już stabilny. Najbardziej ucierpiała jej głowa. Ma też złamane dwa żebra i 4 palce u prawej ręki. Nie licząc siniaków i otarć.  Najwyraźniej została pobita. Złamania wzięły się stąd, że próbowała się bronić. A i ... ty ... Mam rozumieć, że jesteś jej chłopakiem, narzeczonym?
- Boże, tak. Wyjdzie z tego?
- Tak, wyjdzie. Ale zostanie tu jeszcze dobry tydzień. A! No i jeżeli jesteście parą ... no to chyba mogę powiedzieć, że ... no... jest ciąży.
Chłopak nie wiedział co powiedzieć. Splótł ręce za głową i całkiem pobladł. Współczułam i jemu i tej nieszczęsnej dziewczynie. Razem z pielęgniarką zaczęłyśmy się oddalać.
- Mogę do niej wejść? - Usłyszałam jeszcze. Potem skręciłyśmy w prawo, w ostatni korytarz.
- To tu. - Odezwała się zaraz.
- Dzięki. Wracaj do pracy. - Odesłałam kobietę i pociągnęłam za klamkę.

Mama leżała z zamkniętymi oczami i otwartymi ustami. Śpi - Pomyślałam. Zamknęłam za sobą drzwi i usiadłam w fotelu, półtora metra od jej szpitalnego łóżka. Ze stolika obok wzięłam pierwszą lepszą gazetę. Był to tygodnik drukowany w naszym miasteczku. Na okładce nad zdjęciem widniał napis:
,,Wielki wybuch i ogromna tragedia,, . Czy ja wiem czy taka tragedia? Podróżnicy zginęli. Szkoda tylko mamy no i ... Damona. - Toczyłam swój wewnętrzny monolog.
2 kartki później przeczytałam o niedźwiedziu, który rozszarpał przechadzających się po parku 3 turystów. Zwierzę? Nie jestem pewna...
A na ostatniej stronie znalazłam tylko żarty i krzyżówki, na które nie miałam teraz ochoty - odłożyłam gazetę na bok. Popatrzyłam na mamę. Dalej spała. Pościel to podnosiła się, to opadała.
- Wszystko będzie dobrze. - Powiedziałam cichutko. Wiedziałam, że teraz z nią nie porozmawiam. Widocznie zasnęła tuż przed moimi odwiedzinami. Niech odpoczywa. Na pewno z tego wyjdzie. Rany na twarzy już się goiły. Będzie zdrów. Najciszej jak mogłam wydarłam najczystszą, w miarę mało zapisaną stronę z gazety i zaczęłam pisać.
,, Cześć mamo. Przyszłam Cię odwiedzić, ale spałaś. Ne chciałam Cię budzić. Potrzeba Ci teraz dużo snu i odpoczynku. Na chwilkę znikam. Wyjeżdżam razem z Eleną i Stefanem z Mystic Falls. Nic więcej nie mogę ci tu, na tej kartce napisać. Nie dzwoń. Nie biorę telefonu. Wkrótce wrócimy. Musimy szukać. O więcej możesz zapytać Matt'a. Pa pa. Kocham Cię. Caroline. ,,
Wiadomość wsunęłam jej delikatnie pod rękę. Pocałowałam w policzek i wyszłam.
Spokojnie wróciłam na korytarz gdzie mieściła się recepcja. Po drodze nie spotkałam już tamtego chłopaka. Widocznie siedział dalej na sali, przy dziewczynie.
- Hej! - Zwróciłam się do tamtej pielęgniarki, która teraz porządkowała coś za ladą.
- Coś jeszcze? - Kiedy podeszła powtórnie ją zahipnotyzowałam.
- Tak. Gdzie trzymacie krew?

__________________________________________________________________

Już pewien czas trzymałam to opowiadanko w notatniku na laptopie. Nie miałam czasu je tu zamieścić.
Ale w końcu jest! Wzięłam sobie to do siebie i staram się teraz nie nadużywać ''...''.
Caroline załatwia kilka ostatnich spraw przed podróżą. Informuje o wszystkim Matt'a , jedzie do mamy do szpitala. Tam pokazuje, że potrafi współczuć nawet człowiekowi - niedoskonałej i słabej istocie. 4 opowiadanie mam już gotowe, ale dodam je koło piątku. Jest krótsze od tego i poprzednich. Po nim będzie zaczynać się dziać.Ta praca może być mniej ładna pod względem wizualnym dlatego, że pisałam to w notatniku i nie ujdzie teraz tych wyrazów poprzestawiać. xd
Tak jak poprzednio proszę o komentarze. ;)
kqenn

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz