niedziela, 1 lutego 2015

Op. 13 - Klaus

Dokładnie 5 miesięcy temu widziałem ją po raz ostatni. Dlaczego? Wystarczyła sekunda zawahania. Potem w rękach miałem tylko dziecko. Jej nie mogłem już uratować. Dogasała.
To straszne.
Gdyby nie ta odważna i silna kobieta, nie miałbym już dla kogo żyć. Kto by pomyślał? Wielki pierwotny? Dosłownie ścierwo. Jak mogłem na to pozwolić? Gdybym wbiegł na te nieszczęsne poletko wcześniej, pewnie uratowałbym i ją, i moje dziecko.
To chore. Najpierw miałem wszystko. Caroline. Potem zachowałem się jak głupiec. Wyjechałem. Urodziła się Hope. Kiedy chcę wrócić i żyć z tymi najbliższymi mi osobami dzieje się to. Dziewczyna, z którą chciałem spędzić resztę tego wiecznego, nieszczęsnego żywota, umiera. Wypala się na moich oczach. Podczas mojej nieobecności, nawet wtedy kiedy nie chciałem, myślałem o niej. Wszystko w cudownie nieprawdopodobny sposób łączyło się z Caroline. W pewnym momencie doszło do tego, że z szafy wygrzebałem suknię, którą pożyczyłem jej na pewien bal. Powiesiłem ją na wieszaku, który potem zaczepiłem na drzwiach. Wysiliłem wyobraźnię. W końcu Caroline znalazła się w tej sukni ponownie. Uśmiechnięta, zadowolona - jak żywa.
Tęskniłem. A to pieprzone uczucie braku sprawiało, że często zamykałem się w moim gabinecie na całe godziny, całe dnie. Gorączkowo myślałem nad tym czy wrócić. Nie wiedziałem czy i jak zostanę ponownie przyjęty w Mystic Falls, które szczerze mnie nienawidziło. Chodziło także o Hope. Jej matką nie zawracałem sobie głowy. Po urodzeniu naszego dziecka uciekła. Zwyczajnie uciekła. Najlepsze jest to, że za towarzysza swojej dalszej wędrówki obrała sobie mojego brata - drugie ścierwo.
Suka miała jeszcze tupet napisać mi list (z rodzaju tych pożegnalnych). Potem uciekła. Kiedy następnym razem ją zobaczę, nie zawaham się - umrze. Nauczyłem się tego listu na pamięć. Chcę go jej wyrecytować, kiedy będę ją torturował. Musi wiedzieć za co zostanie zabita. Fragment listu (ten, który najbardziej mnie dobił) brzmiał następująco:

Klaus nie pasowaliśmy do siebie. Wiem, że ta noc podczas której powstała Hope, była tylko twoją chwilą słabości. Kochałeś się ze mną nie dlatego, że chciałeś. To była tylko taka odskocznia. By zapomnieć o tej słabej, zwykłej wampirzycy, która nie wiadomo jak rozbudziła i ożywiła twoje serce. Nasze dziecko to wypadek. Nie chcę jej. To dla mnie ciężar. Ona nie powinna się urodzić. To był ogromny błąd. Zobaczysz, będzie potworem. 
Nie bój się zostawiam ci ją na krótko. Później się o nią upomnę.

I tak jak obiecywała - dopomniała się. Pomógł jej Elijah. Pewnego dnia znowu wrócił do domu. Mówił, że chce porozmawiać. Byłem tak wściekły, że nie zauważyłem podstępu jaki krążył gdzieś w zakamarkach jego spojrzenia. Przeszliśmy do gabinetu. Oczywiście ja przodem. Wtedy zaskoczył mnie, skutecznie unieruchomił i otumanił. Pierwotnego da się dobrze obezwładnić? Widocznie się postarał. Nie wiem czy nie pomogła mu jakaś sprytna, a jednocześnie mocna czarownica. Po odzyskaniu świadomości wiedziałem już co się stało. Zabrała dziecko. Moją córkę. Wtedy właśnie powziąłem decyzję, że jeżeli tylko zobaczę tę sukę odpowiednio ją przed śmiercią wytresuję. Z domu wyszedłem z wielkim bólem. Ktoś rzucił na dom jakieś twarde zaklęcie, które powodowało, że z każdym krokiem w stronę wyjścia ból stawał się mocniejszy. Z kłucia przeszedł w bezustanny i nie do wytrzymania. Na ostatnim korytarzu padłem na kolana. Ręką wykonałem jeszcze jedno posunięcie w stronę drzwi. Potem rąbnąłem na twarz. Ból dosłownie rozsadzał czaszkę. Kiedy pomyślałem, że to koniec, przed mymi oczami pojawiła się Caroline. Też leżała. Odwróciła w moją stronę głowę i powiedziała: - Dasz radę. - Wtedy ból chwilowo ustał i w szaleńczym pędzie pokonałem te 10 merów. Za drzwiami byłem już w pełni sił. Hayley widziałem potem tylko przez sekundę. Nie w głowie mi była wtedy zemsta. Szmata odeszła spokojnie zostawiając Hope w rękach tych popaprańców przy ognisku. Powiedziała jeszcze: - Zróbcie z tym porządek. - i odeszła. Wolałem zostać i uratować dziecko niż ruszyć za nią w pościg.
Czuję się całkowicie winny. Tak. Winny śmierci Caroline.
Dlatego poprosiłem kogoś o pomoc. Normalnie, nigdy bym tego nie zrobił, ale sprawa była nadzwyczajna. Normalnie, nie przeszłoby mi to przez gardło. Teraz wydawało się całkiem normalne. Nie musiałem długo szukać. Mojego starego ,,kumpla,, znalazłem niedaleko tamtego lasu. Zbliżając się do nich słyszałem doskonale każdy szczegół rozmowy.

(...)
- Coś ty zrobiła? Gdzie jest Care?
- Przepraszam... Powiedziała, że nie chce mnie widzieć i pobiegła.

 Kiedy oboje mnie zauważyli mało co nie wrzasnęli. Szczególnie Elena. Była w okropnym stanie. Ja z resztą też.
Płakałem.
To śmieszne, ale tak było. W momencie kiedy Caroline, moja Caroline, zamieniła się w kupę czarnego pyłu coś we mnie pękło. Z dzieckiem na rękach i zapłakaną twarzą podszedłem bliżej kłócącej się dawnej pary.
- Potrzebuję pomocy. - Wybąkałem tylko. To wszystko ile mogłem powiedzieć. Coś zatkało mi gardło. Nie mogłem mówić.Pierwsze przemówił Stefan. Bacznie mi się przyglądając podszedł i wydał pozwolenia na to bym zaczął mówić.
- Ca... ca...Caroline... - zacząłem się krztusić. Pewnie Elena miała z tego niezły ubaw. Z drugiej strony, też byłbym zadowolony gdyby ktoś kto wybił połowę moich bliskich, przyszedł do mnie z płaczem i w dodatku z prośbą.
- Mów co się jej stało! - z czysto obojętnego, ton Stefana zmienił się na pełen złości krzyk.
Hope poruszyła się na moich rękach przerażona. Od początku przyglądała się tej scenie ze smutnym grymasem na buzi. Dopiero wtedy Stefan zwrócił na nią uwagę i w jednym momencie gwałtownie a jednocześnie delikatnie wyrwał mi ją z rąk. Wargi zaczęły mi drżeć. Chciałem go zabić. Nikt nie ma prawa dotykać, a co dopiero wyrywać mi moją córeczkę!
- Uważaj na nią. - powiedziałem tylko. - Caroline ją uratowała.
Nie zdradziłem mu, że dziecko które trzyma na rękach jest moje. Nie wiedziałem jakby zareagował. Mógłby chcieć się na mnie zemścić i ... Nie to byłoby straszne. Nie do opisania.
Tak więc ominąłem tą sprawę. Przeszedłem do gorszej.
- Ona to dziecko uratowała. Widziałem... Wyrwała je z rąk jakiejś sekty... a potem... potem zginęła w płomieniach.
Kiedy to powiedziałem Elena podniosła się z ławki, na której wcześniej siedziała. Stefan ani drgnął. Jego mina wskazywała na to, że chciał coś powiedzieć, ale usta i oczy jakby zastygły. Ostrożnie odebrałem mu Hope. Ten dalej stał jak wryty. Ta scenka musiała wyglądać komicznie. 3 wampiry (w tym jeden pierwotny z dzieckiem na rękach) w zastygłych pozach. Jeden przerażony, niemogący utrzymać się na nogach. Drugi cały we łzach. Trzeci osłupiały z wyrazem twarzy pełnym bólu.
- Gdzie. - zdołał po jakiś 5 minutach ciszy, wyszeptać.
Słownie opisałem mu drogę do polany. Nie chciałem tam wracać. To za bardzo bolało. Odpychałem jak mogłem ten okropny obraz zwęglonych zwłok mojej miłości.  

Od tamtego wydarzenia minęło już 5 miesięcy. 5 długich miesięcy bez Caroline. Stefan mówi, że Bonnie i Damona nie ma drugie tyle. Oni mnie jednak nie obchodzą. Liczy się tylko ona. To dla niej postanowiłem, że nie spocznę aż ich wszystkich stamtąd nie wydostanę. Hope nie jest już niemowlęciem. Jeszcze chwila i będzie raczkować. Elenie nigdy nie pozwoliłem wziąć ją na ręce. Ona (tak jak i ja) jest niespełna rozumu. Stefan? Można powiedzieć, że jesteśmy w koleżeńskich relacjach. Ja zaufałem jemu, on kilkakrotnie po tym zaufał mi. Został dobrym wujkiem. Postanowiliśmy razem, po tych 5 miesiącach udać się w krótką podróż. Stefan, Klaus i Hope. Jedziemy po Caroline i jej przyjaciół.

_________________________________________________
Witam i szybko kończę. Stawiam ultimatum: 6 komentarzy - wtedy dodaję nowe opowiadanie. Brak komentarzy = brak nowego rozdziału. Szkoda ;__; Odczuwam brak zainteresowania owym blogiem. Przykro. Nie mam już takiego powera do dalszego pisania. Dobranoc <3 kqenn kqenn

8 komentarzy:

  1. Jaki cudowny rozdział *o* Klaus taki zapłakany :c aż mi łezka popłynęła :c Śliczne opowiadanie <3 Pisz dalej :3

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo fajny rozdział.
    Klaus odnowił stosunki ze Stefanem. To dobrze.

    Czekam na nexta.
    Persefona

    OdpowiedzUsuń
  3. pisz dalej <3 cudowne opowiadanie
    wchodzę na Twój blog codziennie i z niecierpliwieniem czekam na kolejny rozdział : *

    OdpowiedzUsuń
  4. Twój blog jest cudowny! Pisz dalej, z pewnością jest wiele osób, które chętnie go czytają i dla których warto jest go kontynuować!

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetne bardzo mi się podoba i mam nadzieję, ze bd jeszcze pisać. CZEKAM!!!!!KOMENTOWAC MI TU, BO JAK NIE ZABIJE :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Omg, świetnie piszesz i jak za bardzo nie przepadam za opowiadaniami o wampirach to mi się bardzo spodobało :D
    Jestem szósta, tak więc możesz już wstawić nowy rozdział :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Ojoj, komus chyba woda sodowa do głowy wlazła. Przecież to ty zostawiłas nas 23 dni bez zadnego opowiadania. Ja już się poddałam i nie wchodziłam nawet. Głownie chodziło o to,ze czasu nie miałam. Jesli chodzi o opowiadanie to... moze być. Zrobiłaś troche takiego mięczaka z Klausa. Życze weny :3

    OdpowiedzUsuń
  8. 39 yr old Accountant I Emma Ruddiman, hailing from Alexandria enjoys watching movies like The End of the Tour and Skateboarding. Took a trip to Coffee Cultural Landscape of Colombia and drives a Ferrari 857 Sport. anonimowy

    OdpowiedzUsuń