piątek, 20 lutego 2015

Op. 14 - Caroline



                                              163 dni po mojej śmierci.

Cały czas żyję dzięki  nadziei. Chyba tylko ona pozostała mi w tej zapomnianej przez Boga dziurze. Chciałabym zobaczyć bliskich. Moją mamę, Stefana, Matta. Tak bardzo za nimi tęsknię. Codziennie, kiedy się budzę odczuwam pustkę. Nie załata jej nawet obecność Bonnie i Damona. Mówię – Damona, bo nie ukrywam, że  moje stosunki z nim bardzo się polepszyły. Teraz wiem, że potrafi być dupkiem, a jednocześnie świetnym kolegą, do pogadania i pożartowania. Ale o nich później. Z każdym dniem nasze szanse na wydostanie się stąd maleją.
Kiedyś było tak łatwo, prosto i pięknie...

Był wieczór i po skończonej kolacji zaczęłam zbierać brudne naczynia.
- Masz kogoś? – wypaliła w końcu. Dobrze, że byłam odwrócona do niej plecami. Zaczynałam myć naczynia. Udając, że przygotowuję w zlewie brudne talerze i sztućce, zyskałam trochę czasu do namysłu. Co miałam odpowiedzieć? Cały czas nie mogę wymazać z pamięci tego strasznego pierwotnego. Policzki mi poróżowiały.
- Nie. – odpowiadam spokojnie. By czegoś się domyślić musiałaby widzieć moją twarz. Słyszę jak cicho wzdycha.
- Caroline.
Kiedy to mówi wiem, że zaczął się wykład. Obiecuję sobie, że to dzielnie wysłucham, a kiedy skończę myć, zaraz się stąd zmyję.
- Chcę dla ciebie jak najlepiej. Pamiętaj: uważaj z kim się wiążesz. Możesz być z kim chcesz. Każdego zaakceptuję. Proszę cię tylko o jedno. Myśl. Sama wiesz jak cierpiałam z powodu twojego ojca. Myśl. Żebym też nie została zaraz babcią. Mam dopiero 44 lata. – próbowała mnie rozśmieszyć. Na pewno nie zaakceptowałaby pierwotnego. Na pewno nie zostanie babcią. To był z jej strony głupi żart, czy na prawdę nie wiedziała, że wampiry nie mogą mieć dzieci? Ta ostatnia myśl, dziwnie, ale prawdziwie  przyprawiła mnie o mdłości. Pomyślałam sobie tylko – szkoda.  Gdybym wtedy nie przestała myć brudów na bank bym zwymiotowała.
- Muszę iść. – odwróciłam się, a ścierkę, którą trzymałam przez chwilę w dłoni, rzuciłam niedbale za siebie.
- Przepraszam. Nie gniewaj się. – powiedziała kiedy w szaleńczym tempie przebiegłam przez korytarz.
Gdy teraz o tym myślę robi mi się zwyczajnie źle. Chciała dobrze, a ja tak zareagowałam. Powinnam była coś powiedzieć. Może zażartować. Może powiedzieć prawdę o tej mojej miłości. Przepadło. Kiedy wrócimy muszę z nią porozmawiać, tak szczerze, normalnie.
Właśnie ta ostatnia rozmowa tak bardzo mi ciąży. Później widziałam ją tylko w szpitalu. Wracając do Bonnie i Damona. Z myślą, że Bonnie jest w nim zakochana oswajałam się jakieś 2 tygodnie. On drugie tyle. Potem nastąpił pocałunek. Oboje nie czuli się winni myśląc o Elenie czy Jeremym, dlatego że twierdzili, że już stąd nie wyjdą. Zaczęli używać ,,życia,, .Mówiąc to mam na myśli tylko pocałunki. Jedne krótsze, drugie dłuższe. Na początku było mi źle patrząc na ten obrazek, całujących się dawnych nieprzyjaciół. Później jakoś to sobie przyswoiłam. W końcu ja też na samym początku nienawidziłam Klausa. Oni nie widzieli szansy na powrót, więc twierdzili, że tym co się stało nikogo nie zranią. Jak się później okazało miało to fatalne skutki. 

_______________________________________________________
Jedno z krótszych opowiadań, ale mam już świetny pomysł na ciąg dalszy. Musiałam też wyjaśnić w skrócie kwestię Bonnie i Damona. <- Stąd ta długość. Wygląd bloga za niedługo się zmieni. Szablon jest fajny, ale bez tła, a to mnie nie satysfakcjonuje XD. Pozdrawiam kqenn kqenn.

1 komentarz:

  1. Super, jestem twoją fanką :)) No krotkie, ale widzę, ze jest juz nowe ;)))(

    Tvdholiczka

    OdpowiedzUsuń