- Co dzisiaj robimy? - spytałam z entuzjazmem.
Zapadła cisza, a ja nie wiedziałam co takiego złego powiedziałam. Przecież przez te 200 ileś dni, jeszcze nigdy się on tak do mnie nie zwrócił. Jest zły za to wczorajsze na naszej pieszej wędrówce? Za to, że podłożyłam mu dla śmiechu nogę i wyrył cały w błoto? Uśmiecham się i przywołuję wspomnienia na głos:
- Wczoraj nie byłeś o to zły. Dzisiaj masz coś do mnie? Chyba masz jakiś opóźniony zapłon, a poza tym to tylko bło...
Przerwał mi.
- Nie! - krzyknął, aż na szyi pojawiły mu się żyły.
Nigdy tak wcześniej nie robił. Zachował się jak skończony dupek. Jak baba z kaprysami. Zamiast wytłumaczyć o co chodzi, zawrzeszczał na mnie. Zwrócił tym nawet uwagę Bonnie, która w zdziwieniu podniosła oczy znad lektury. Szybko jednak powróciła do poprzedniej czynności.
- O co ci do jasnej cholery chodzi?! - pomyślałam, że teraz moja kolej by zawrzeszczeć.
- Wiesz o co mi chodzi?! - gwałtownie do mnie podszedł i zacisnął pięść przed moją twarzą. Powstrzymał się w ostatnim momencie. Opuścił dłoń i schował ją drżącą do kieszeni spodni. Podszedł do lodówki i dalej kontynuował kłótnię, tym razem pół tonu ciszej, a i tak bardzo głośno.
- Nie mogę już wytrzymać tego twojego entuzjazmu! Codziennie wyciągasz mnie i Bonnie gdzieś na zewnątrz i na jakieś wycieczki. No po co? Powiedz mi po co?
Wytrzeszczyłam oczy. Nie wiedziałam o co mu chodzi. To źle, że zachowuję się normalnie? Przed odpowiedzią poprawiłam nieco róg ręcznika. Wcisnęłam go głębiej pod pachę, by przy żywej gestykulacji jaka miała nadejść, nie spadł i bym później nie stała przy nich nago.
- Wiesz co? Coś ci powiem! - uruchomiłam coś w sobie, co napędza we mnie gniew. - A weź ty się idź powieś! Okey?! Sprawdź czy nadal jesteś tak nieśmiertelny jak byłeś wcześniej. Sprawdź czy znowu tu do nas wrócisz. Potem możesz po kolei: dźgać się, topić, podpalać - co tylko chcesz. Idź w kurwę! Ja tu usiłuję być i zachowywać się normalnie, a tu widzę, że się nie da! - machnęłam rękami i wypowiedziałam to tak, że mało go nie oplułam. - Widzę, że oboje zaczynacie świrować! Ty Bonnie - pokazałam na nią. - nie możesz przeboleć tego, że Damon dowiedział się, że go kochasz.. Funkcjonujesz teraz jak jakaś niemowa! - zauważyłam jej oburzenie, więc skierowałam wzrok ponownie na Damona. - A ty?! Ty! Ty ... skurwielu! Wiesz, że na prawdę cię polubiłam? W pewnym momencie nawet bardzo. Dziś, teraz wszystko to zepsułeś. Jednak nie jesteś miły, fajny i do pogadania! Jesteś kompletnym nudziarzem, wcale nie podoba mi się ten twój zalotny uśmiech, nie rozumiem jak dalej Stefan może z tobą rozmawiać, po tym jak zajebiście chamsko odbiłeś mu dziewczynę! Jesteś samolubny i zdziczały i wiedz, że te cechy charakteru nie przyciągają do ciebie lasek. Ha! Może tylko tą twoją równie zdziczałą Elenę, która tak przymierała z tęsknoty, że zabiła człowieka! Jesteście siebie warci! Dobrze, że Klaus wrócił! On jej tak nienawidzi, że biedna może się tu u nas szybko pojawić, tym bardziej, że zdechłam pośrednio przez nią! - podeszłam bliżej zamurowanego moją wypowiedzią cwaniaczka. - I nigdy nie podnoś na mnie ręki! Nie dam sobie! - złapałam go mocno za gardło. - Może jestem młodsza, ale nie słabsza, już nie. - podniosłam znacząco głowę i zwiększyłam nacisk na jego szyję. Pod maską twardziela zauważyłam cień skruchy i prawdziwego bólu. Sekundę później go puściłam. - Nie dam sobą pomiatać Damon. Mi też jest trudno - odwróciłam się i wolno z gracją udałam się w stronę schodów. - Smacznej kolacji życzę. - rzuciłam jeszcze przez plecy i weszłam na górę.
Opanowanie Caroline, opanowanie. Pamiętaj o tym, to twoja najmocniejsza broń. Pomyślałam, że gdybym była teraz w swoim domu, w swoim pokoju nie wiedziałabym co to opanowanie i rzucałabym wszystkim wszędzie gdzie popadnie. Tu nic takiego nie zrobię. Usłyszałby i pomyślał, że jednak się złamałam. - Usiadłam w pokoju, gdzie przez większość tych 200 dni spałam, śpiewałam i ogólnie robiłam wszystko żeby nie zwariować. Znalazłam w biurku długopis i parę kartek. Zaczęłam pisać, to zwykle pomagało. Nie wiem dlaczego, pierwszym napisanym słowem było jego imię.
Klaus
Ja to napisałam? Nie wierzę! - pomyślałam. W momencie wpadł mi do głowy dość dziecinny, ale świetny na poprawę humoru pomysł. - Napiszę tu moje marzenie... - odetchnęłam i w mgnieniu oka miękki ręcznik zamieniłam na krótki jedwabny szlafrok. Potem z kartką i długopisem w dłoni opadłam na łóżko. Weszłam pod koc i zaczęłam bazgrolić na kartce.
Pisząc to jestem totalnie nad przepaścią.
Chociaż nie... Ty nie jesteś aż tak zły. Ty w ogóle nie jesteś zły. I tu moje marzenie:
Zgięłam list na pół i włożyłam go do kieszeni szlafroka. Wtedy ktoś zapukał do drzwi i lekko je odchylił. Damon. Zakłopotany i zawstydzony dupek.
- Spadaj stąd. - powiedziałam grzecznie. Dzięki zapisanym w liście emocjom pozbyłam się chwilowo tej wywołanej wcześniej agresji.
- Chcę porozmawiać. Siedziałaś tu dobre 2 godziny i chciałem wiedzieć...
- Nic mi nie jest, nie pocięłam się. Spadaj. - wstałam z łóżka i odłożyłam długopis na blat biurka.
- Ładnie wyglądasz... - słyszałam jak mówiąc to wszedł do pokoju.
Obróciłam się i zmierzyłam go wzrokiem. Zapomniałam, że jestem w jedwabnym szlafroku i chwilę potem zauważyłam w lustrze, że ubranie odsłania trochę moje piersi. Zakłopotana i zirytowana szybko poprawiłam wadę.
- Damon. - wypuściłam powietrze z ust i usiadłam na skraju łóżka. - To na mnie nie działa. Wiesz dobrze. Może na Elenę by podziałało, ale na mnie nie. Jeżeli przyszedłeś tu przeprosić albo co gorsza z ochotą to wynocha!
- Jaką ochotą? Że z chęcią na ... na seks? - wytrzeszczył oczy i potarł zmęczone czoło.
- No, a nie? Wypad. - kończyła mi się cierpliwość.
- Nie! Chcę porozmawiać. Dobra, nie przepraszać! - bez pytania usiadł na łóżku obok mnie.
Teatralnie się odsunęłam. Niech wie, że zebrał dzisiaj ode mnie strasznie dużo minusowych punktów.
- Wiesz co? - powiedział cicho. - To co czuję do Eleny... Chyba... wygasło. - przełknął głośno ślinę.
- Co? - teraz to mnie zamurowało.
- Właśnie. I sądzę, że się to nie zmieni. Ja ... do niej nie tęsknię... i... i chyba też coś czuję do Bon-Bon. Caroline przepraszam.
Kiedy to powiedział wszystko ze mnie wyparowało. Cała złość, rozdrażnienie i irytacja uleciały. Damon odkochał się od Eleny?! Impossible! Nie wiem dlaczego, ale go przytuliłam. Odwzajemnił uścisk, ale po chwili trochę go poluźnił. Chciał być w stosunku do Bonnie fair i nie chciał czuć mnie nagiej przez podkoszulek, w którym wpełzł mi wcześniej do pokoju. Zrozumiałam go i pokiwałam głową.
- Nie gniewam się już. Teraz leć na dół i wyjaśnij to wszystko. Chyba cię dziewczyna nie zje! - uśmiechnęłam się gdy wstał. Kiedy wychodził poprosiłam go by się odwrócił. Posłusznie wypełnił moją prośbę.
- Te wyzwiska pod twoim adresem, one były pod wpływem złości. Nie gniewaj się. - było mi głupio. Też wstałam z łóżka i podeszłam do tego przystojnego mężczyzny, który dawno, dawno temu ze mną spał i wzięłam go za ręce. Chciałam na tym skończyć i rzucić ot tak jeszcze coś na pożegnanie, kiedy Damon mnie pocałował. Ten pocałunek, choć w usta smakował w 100% przyjaźnie. Bez uczucia, lecz przyjaźnie. Zaczerwieniona wybąkałam tylko:
- Czyli jesteśmy przyjaciółmi?
- Tak. - odpowiedział i odwrócił się odsłaniając nam obojgu roztrzęsioną i przyglądającą się całej scence Bonnie.
- To tak się bawicie? Ta kłótnia w kuchni to była przykrywka. Długo już ze sobą jesteście? Jak sprawy łóżkowe? - najpierw zacisnęła wargi, potem się rozpłakała i zbiegła na dół.
Ruszyliśmy za nią. W holu wyrwała się Damonowi z objęć.
- To nie tak Bonnie. To był czysto przyjacielski buziak! - krzyknęłam.
- Posłuchaj jej! Bonnie nie kocham już... Eleny! - zawtórował mi Damon.
- No widzę właśnie! Damon?! Mnie ci tylko zostało przelecieć?! - Bonnie wzdrygnęły płacz i łzy. - Zapomnij.
Kiedy to powiedziała i nacisnęła klamkę wszystkich nas zamurowało. Wyglądaliśmy na pewno śmiesznie. Ja półnaga, a Damon pomiędzy mną i rozszlochaną Bonnie.
- Caroline, Damon, Bonnie? - powiedziała nieznajoma, która za sobą miała już 2 znane nam osoby.
- Jenna? Kol? - złapałam się za głowę. - Kim jesteś? - szybko zwróciłam się do kobiety.
- Osobą, która na polecenie twojego ukochanego przyszła po was na to zadupie. Lepiej już chodźmy. Wszyscy się już o mnie dowiedzieli. Wiedzą, że tu jestem i ruszyli w pościg. Chcą razem z nami się stąd wydostać, kiedy ja mam siły tylko na ponowne wprowadzenie do żywych tylko góra 7 osób. Ruszajmy.
- Jak? Teraz, zaraz? Jestem nie ubrana! Dajcie mi 1 minutę. - poprosiłam.
- Blondi, nie ma na to czasu. Z resztą Klaus na pewno się z tego twojego wyglądu ucieszy. - tym razem odezwał się brat pierwotnego. - Hassiba dobrze mówi - ruszajmy. Chyba nie chcecie przywrócić do życia Silasa czy Katherine!
- Co? - wydarł się Damon. Jego mina mówiła dokładnie: ,,Gościu, choćbyś tłumaczył mi to 5 godzin, dalej nie zajarzyłbym o co ci chodzi, ale raz się żyje, a ja chcę się stąd wydostać,, .
- Więc idziemy? - do rozmowy włączyła się ciotka Eleny, moja druga mama.
Popatrzyłam się na pozostałych. Momentalnie zapomnieliśmy o waśniach i pokiwaliśmy do siebie głowami.
- Idziemy. - powiedziałam i pierwsza wyszłam z domu.
- Za tą ściną lasu jest portal. Powrócicie na tamten świat tylko wtedy, kiedy przechodząc przez niego będziecie trzymać mnie za ręce. Idziemy! - powiedziała Hassiba.
___________________________________________________________
Hihihihi! Z tego opowiadania jestem bardzo zadowolona. Mogę powiedzieć, że po przerwie powróciłam , z tarczą, XD. O wynikach sprawdzianów pisałam na asku w jakimś tam pytaniu. Powyżej mogą pojawić się błędy, za które szczerze przepraszam. ROZDZIAŁY OD TERAZ BĘDĄ POJAWIAĆ SIĘ REGULARNIE CO TYDZIEŃ lub nawet wcześniej. XD W razie ,w, dam znać w pytaniu na asku.
Poproszę o komentarze. Myślę, że 10 by mnie usatysfakcjonowało. XD Pozdrawiam kqenn kqenn.