- Tak? - kobieta, którą zauważyłam nie przypominała mi teraz mojej mamy.
- Mamo to ja, Caroline. - uchylone do tej pory na kilka centymetrów drzwi otworzyły się na oścież. Bez słowa wpadłyśmy sobie w ramiona. Przytuliłam ją mocno, a ona niezwłocznie odwzajemniła uścisk. Jej perfumy, dotyk i zapach ubrań dały mi wreszcie poczucie bezpieczeństwa i miłości. Tego mi brakowało.
- Ja, ja myślałam, że... że mnie opuściłaś. - szlochała mi w szlafrok. Jej smutek, który przeobrażał się powoli w radość, kłuł mnie jeszcze w skórę przechodząc przez warstwę jej ubrań. - Obiecaj, że nigdy już tak nie postąpisz. - wtuliła głowę w moje włosy.
- Obiecuję. - poklepałam ją po plecach i równocześnie lekko się odchyliłam by spojrzeć jej w oczy. - Od teraz wszędzie cię zabieram. Wycieczki, sklepy i randki. - na to ostatnie płacząc jeszcze, obie wybuchłyśmy śmiechem.
- Nie no bez przesady. Chcę by moja córka miała życie. - wytarła łzy i złapała mnie za ramiona. - Po prostu niech będzie tak jak dawniej, zgoda?
- Zgoda mamuś. - od dawna nie pozwalałam sobie na tego typu grzeczności. Jednak teraz, kiedy ona jest zdrowa, a ja znowu przy życiu, muszę to nadrobić.
Zaraz też pociągła mnie za rękaw i pognałyśmy do salonu, który jak się potem okazało, od mojego wyjazdu nic a nic się nie zmienił. Wnętrze chwilowo wzbogacone było stertą jednorazowych chusteczek higienicznych i kilkoma pustymi butelkami po piwie.
- Mamo?! W tym topiłaś smutki? - zawołałam do niej kiedy zaczęła przygotowywać coś w kuchni. Wzięłam w ręce wszystkie sztuki opróżnionych butelek i poszłam poświecić nimi przed jej oczami. - Szeryf Mystic Falls nie może sobie na coś takiego pozwalać! - wyrzuciłam i zganiłam ją wzrokiem.
- Wiem, ale było mi ciężko. Nie wiesz jak to jest mieć dziecko, które znika ot tak na bite pół roku. - odwróciła się, a potem znowu wróciła do przygotowywania kolacji. - Nie obrazisz się jeśli zjemy tylko kromki i sałatkę, prawda? Nie zrobiłam zakupów. - potarła czoło wyraźnie zakłopotana.
- Pewnie, nie ma sprawy! W czym ci pomóc? - zapytałam z prawdziwym zapałem.
- Usiądź i opowiadaj. Chcę usłyszeć z grubsza co działo się z tobą przez te pół roku. - nastawiła elektryczny czajnik z wodą. Dwie porcje sałatki były już ubrane na talerze. Mama zaczęła robić kromki.
- Nie. Najpierw ty. Kiedy wyszłaś ze szpitala? Wszystko jest już dobrze? Co działo się w mieście, kiedy mnie nie było? Jak Matt i Jeremy? - obróciła się i czujnie na mnie spojrzała. Wiedziała chyba, że moje przygody będą bardziej ciekawe, więc pozwoliła sobie zostawić mnie na deser.
- Kochana, więc tak. Ze szpitala wypisali mnie po tygodniu po twojej wizycie. Żebra się zrosły, a palce jak widzisz są giętkie i sprawne. Jest dobrze. W mieście było bez was strasznie cicho. To ty i twoi przyjaciele ożywiacie to miejsce. Gdyby nie liczyć kilku drobnych kradzieży i bójki, to nie działo się tu nic ciekawego. Jeremy chciał do was dołączyć, ale kompletnie nie wiedział gdzie się najpierw udać, więc jego zapał po jakimś miesiącu nieco ostygł. Wspólnie z Mattem pilnowałam też by nic sobie nie zrobił. - wtedy czajnik zaczął piszczeć oznajmiając, że gotowana w nim woda nadaje się już na herbatę.
- To chciał sobie coś zrobić?! - spytałam ją szybko. Odpowiedziała dopiero gdy nalała do kubków wodę.
- Tak. Wiesz jak to jest z Gilbertami. Wszystkim kieruje impulsywność, nie ma czasu na spokojne przemyślenie problemu. - następnie mama zmieniła temat, ale ja skupiłam się na tym ostatnim zdaniu. Pomyślałam jak to będzie z Eleną, kiedy dowie się, że Damon chce z nią skończyć. Może być źle, nawet bardzo. - Halo... Ziemia do Caroline. - usłyszałam znowu mamę. - Mówię, że teraz moja kolej do zadawania pytań. Opowiadaj szybko!
Wkrótce czekało na wytłumaczenie przeszło 40 pytań. Szczerze mówiąc sama na niektóre nie potrafiłam znaleźć racjonalnej odpowiedzi. Kłamstwo ma krótkie nogi. - pomyślałam jeszcze i postanowiłam, że na pytania, na które tylko mogę odpowiem szczerze. Inne ominę, a to nie zalicza się przecież do kłamstwa. A więc pomijając to o czym już wiedziała, przyznałam się jej do tego, że podczas naszej wycieczki straciłam, życie.
- Ale jak? Przecież tu teraz ze mną jesteś. Poza tym jesteś wampirem. - kochałam moją mamę między innymi za to, że była tak pojętą osobą. No bo kto inny tak otwarcie i bez ogródek, przyznałby swojemu dziecku taką rzecz?
Wytłumaczyłam jej, że się spaliłam, bo chciałam ratować pewne dziecko. Widząc, że łzy ponownie zbiegają się jej do oczu, szybko dopowiedziałam, że potem cudownie zmartwychwstałam za sprawą pewnej czarownicy.
- Czyli na powrót jesteś wampirem? - odpowiedziała chcąc poukładać sobie w głowie nowe informacje.
- Tak. - mówiąc to czułam się nieswojo. Dalej byłam silna i szybka jednak nie odczuwałam głodu. Zwaliłam to na ostatnie przeżycia. - I... wiesz co? Chyba będziesz mogła poznać tego dzidziusia. Nie znamy jego rodziców, więc wzięliśmy go razem ze sobą.
- To trzeba będzie powiadomić odpowiednie instytucje. Nie można ot tak przygarnąć sobie niemowlęcia. Ale wiesz co? Zanim zatelefonuję w odpowiednie miejsca chcę poznać osobę dla której moja córka potrafiła poświęcić swoje życie. Jestem z ciebie dumna.- wzięła do rąk talerze z naszą kolacją i zaniosła je do salonu. Ja poszłam za nią biorąc w dłonie kubki z posłodzoną już herbatą. Idąc mama ponownie zażądała informacji. - A gdzie ono jest?
Na następne szczere wyznanie było mnie stać dopiero po tym jak usiadłam na kanapie.
- Z Klausem. To on je znalazł.
Twarz mojej rodzicielki natychmiast skamieniała. Mina jej zrzedła, a ja od razu zaczęłam się jej tłumaczyć.
- Spokojnie. To nie przed nim broniłam dziecko. Staliśmy w tej sprawie po tej samej stronie. Później to dzięki jego kontaktom zostaliśmy wskrzeszeni. - puściłam do niej oko, gdyż chciałam rozładować nieco sytuację.
- Jesteś pewna, że to dobry pomysł zostawiać tego szaleńca z małym, bezbronnym dzieckiem? - mama dalej była pełna obaw.
- Tak jestem pewna, a poza tym Klaus nie jest wcale... - od razu pożałowałam tego zdania, musiałam go jednak dokończyć. - ... szaleńcem. - to ostatnie słowo wolno przeszło mi przez gardło. Spostrzegłam, że mina mamy wyczuwa, że coś jest na rzeczy. - Obchodzi się z tym dzieckiem jak z jajkiem. Nic im nie będzie. - definitywnie zakończyłam temat.
Później przy akompaniamencie telewizora i nocnych wiadomości zjadłyśmy w milczeniu resztę kolacji. Musiałam przyznać: moja mama jest mistrzem w robieniu sałatek. Cisza zupełnie nam nie przeszkadzała. Cieszyłyśmy się swoją obecnością dopijając ostatnie krople płynu w kubkach.
- Pójdę się wykąpać okej? - wstałam i podeszłam w stronę schodów.
- Dobrze. - pokiwała głową, ale zauważyłam, że jeszcze nie skończyła. - Czyli wszystko sobie wytłumaczyłyśmy? Jest dobrze, tak? - uśmiechnęła się niepewnie.
- Tak. Jest dobrze jak nigdy dotąd! - powiedziałam i w kilku susach pokonałam długie drewniane schody. Przeszłam korytarzem i znalazłam się zaraz w mojej sypialni. Tu też podczas mojej wizyty w zaświatach, nic nie uległo zmianie. Przez otwarte okno wlatywał świeży wiatr. Szybko zorientowałam się kto je tak pozostawił, gdyż na stoliku przy łóżku dostrzegłam zaraz piękny szkic i list.
Rysunek na drogim i eleganckim papierze przedstawiał mnie trzymającą na rękach małą Hope. To dziwne, ale od dnia w którym zmarłam czułam silną więź z tym dzieckiem. Chciałam dla niego jak najlepiej i chwilami łapałam się na tym, że myślałam jak by to było być jego matką. Jak sprawdziłabym się w takiej roli? - takie pytania uderzały we mnie coraz częściej. Powodowały ból. Na początku nie wiedziałam dlaczego. Potem uzmysłowiłam sobie, że ten smutek jest wywołany zazdrością. W końcu nigdy nie będzie mi dane zostać mamą...Włożyłam rysunek do pierwszej szuflady mojej szafki nocnej. Chyba często będę oglądać ten obrazek. - odgarnęłam włosy i biorąc do ręki list, usiadłam na skraju łóżka. Powoli wydmuchałam z płuc powietrze. Kompletnie nie wiedziałam co tam znajdę. List miłosny, opisujący uczucie jakim mnie darzy pierwotny czy raczej kartka papieru z jakimiś pożegnalnymi wypocinami? Okazało się, że ani jedno ani drugie. List zawierał następującą treść:
Moja Droga Caroline
Szalenie cieszę się z Twojego powrotu. Bez Ciebie świat zdawał się być taki szary i pozbawiony energii.
Uśmiechnęłam się czytając to zdanie.
Dobrze wiem dlaczego w tamtej chwili znalazłaś się w tamtym miejscu. Kłótnia z rozhisteryzowaną Eleną,mam rację? Przez wzgląd na Ciebie porzucę na razie myśl o zabiciu jej.
Natomiast po zapoznaniu się z treścią następnych zdań z twarzy odpłynęły mi wszystkie kolory. Co ma znaczyć to 'na razie'?! Choć od Tamtego Czasu moja opinia na temat Eleny uległa całkowitej zmianie i nie postrzegam jej już jako kogoś mi bliskiego, nie życzę jej broń Boże śmierci! To postanowione. Po licznych zamachach na życie zupełnie niewinnych ludzi, Elena nie zasługuje już na moją przyjaźń. To dziwne, bo jest tak podobna do Damona, a jednak jego wciąż darzę przyjacielskim uczuciem. Różnica tkwi w tym, że to ona od początku była moją przyjaciółką i z czasem co raz bardziej nadużywała mojej cierpliwości i życzliwości. Z nim nigdy, aż do teraz, nie łączyły mnie przyjacielskie stosunki. Wymazałam z głowy wszystkie jego złe uczynki. Podobnie postąpiłam z Klausem. Zaczęli z czystymi kontami.
Żadne słowa nie wyrażą Ci mojej wdzięczności za uratowanie Hope. Planuję pozostać tu jeszcze chwilę, aż wszystko wróci do normy, a ja rozwiążę kilka poważnych problemów, które przywędrowały tu za mną z Nowego Orleanu.
O jakich problemach on opowiada?! To znaczy, że jak je wyjaśni to znowu stąd zniknie?
Tymczasem... do zobaczenia jutro.
PS Całkiem ciekawe rzeczy wypisałaś w tym liście. Może o tym porozmawiamy?
Klaus.
O nie! Tylko nie to! W mgnieniu oka domyśliłam się o co chodzi mu w ostatnich dwóch zdaniach tego listu. Moja kartka schowana do kieszeni szlafroka... Musiała mi wypaść, kiedy przy wysiadaniu rozdarłam jego tył! Przecież tam było wszystko! Moje uczucia i emocje związane z tamtym światem, a także o ile się nie mylę wyznania miłości kierowane do pierwotnego! Nie miał prawa tego czytać! - wzburzona opadłam na materac, przekręciłam się na brzuch i walnęłam głową w poduszkę. Jaka żenada! To były moje wewnętrzne przemyślenia, a on bezprawnie je sobie przeczytał. Do tego zamiast oddać mi ten papier, bez namysłu go sobie przywłaszczył. Doigrał się! Gdyby nie to, że chcę spędzić z mamą jeszcze trochę czasu, już bym do niego pobiegła i złamała mu, ten wtykający się w nie swoje sprawy, nos.
Wstałam i chcąc przestać myśleć o Klausie, zajęłam się sobą. Ciuchy, w których przyszłam do domu od razu wyrzuciłam do kosza, bo nie nadawały się już do niczego. Stanęłam na środku pokoju i ściągnęłam stanik. Miałam gdzieś to, że przez całkowicie otwarte okno mogą mnie widzieć wszyscy sąsiedzi. Naga od pasa w górę przeszłam do szafy, by stamtąd wyciągnąć jakąś ciepłą, bawełnianą koszulkę. Jej prawe skrzydło było już prawie w zasięgu mojej ręki, ale wtedy zjawił się on. Klaus musiał mnie obserwować! Nie zdążyłam nawet zakryć biustu. Użył takiej szybkości, że praktycznie się przede mną zmaterializował. W jednym momencie przywarł do mojego nagiego brzucha swoim umięśnionym, schowanym pod koszulką, torsem. Moje ciało zareagowało błyskawicznie. Włoski zjeżyły mi się na rękach, a oddech stał się szybki i płytki.
- Co tu robisz? - zdołałam wyszeptać, nim wybuchła we mnie kolejna fala podniecenia, wywołana jego nieoczekiwanym zbliżeniem.
Wstałam i chcąc przestać myśleć o Klausie, zajęłam się sobą. Ciuchy, w których przyszłam do domu od razu wyrzuciłam do kosza, bo nie nadawały się już do niczego. Stanęłam na środku pokoju i ściągnęłam stanik. Miałam gdzieś to, że przez całkowicie otwarte okno mogą mnie widzieć wszyscy sąsiedzi. Naga od pasa w górę przeszłam do szafy, by stamtąd wyciągnąć jakąś ciepłą, bawełnianą koszulkę. Jej prawe skrzydło było już prawie w zasięgu mojej ręki, ale wtedy zjawił się on. Klaus musiał mnie obserwować! Nie zdążyłam nawet zakryć biustu. Użył takiej szybkości, że praktycznie się przede mną zmaterializował. W jednym momencie przywarł do mojego nagiego brzucha swoim umięśnionym, schowanym pod koszulką, torsem. Moje ciało zareagowało błyskawicznie. Włoski zjeżyły mi się na rękach, a oddech stał się szybki i płytki.
- Co tu robisz? - zdołałam wyszeptać, nim wybuchła we mnie kolejna fala podniecenia, wywołana jego nieoczekiwanym zbliżeniem.
*Klaus*
Chciałem tylko podesłać jej ten list. Tymczasem moja ciekawość i pożądanie zwyciężyły. Kiedy zobaczyłem jej minę na widok mojego rysunku, a potem kiedy spostrzegłem, że się rozbiera nie wytrzymałem. Obiecywałem sobie trzymać się na dystans, powoli wszystko jej wyjaśniać. Jednak na jej widok nie mogłem się powstrzymać. Przez cienki t-shirt czułem jej nagie piersi, które zareagowały tak jak powinny były zareagować. To sprawiło, że posunąłem się dalej. Zacząłem ją całować, a było to kolejnym łamaniem postawionych sobie zasad. Zmysłowo, po szyi, jak nie całowałem żadnej innej.
- Przechodziłem tędy i pomyślałem, że wstąpię. - zamruczałem jej do ucha, a kiedy Caroline nieświadomie wydała z siebie cichy jęk i odchyliła bardziej głowę, by dać mi większe pole do popisu, od razu to spierdoliłem. Moja ręka poszła za daleko i bokiem wsunęła się potajemnie do jej koronkowej bielizny. Czułem jak mój dotyk pozostawia na jej skórze ślad. Cała pokryła się gęsią skórką, a kiedy dzieliły mnie centymetry od jej intymności, gwałtownie się ode mnie odsunęła. Poprawiła bieliznę, szarpnęła za drzwiczki szafy, wydobyła z niej jakiś ciuch i wciągnęła na siebie pierwszą lepszą koszulkę.
- Zrobiłem coś nie tak? Wiem, nie powinienem, ale kiedy cię widzę to...
Odwróciła się ode mnie, wyraźnie nie chcąc pokazać mi swojej twarzy i malujących się na niej uczuć. Płakała.
Szybko podszedłem do niej i obróciłem ją do siebie. Tak bardzo się wtedy na siebie rozgniewałem.
- Nie, nie zrobiłeś nic czego bym nie chciała. Po prostu, nie chcę żeby na powrót coś między nami było, gdy ty i tak za jakiś tydzień się stąd zmyjesz. Znowu zostawisz mnie samą, a ja będę cierpieć. Klaus, mam tego dość. Równie dobrze możesz już teraz stąd wyjść. Nie mogę przyzwyczajać się do twojej obecności. Nie wierzę w to co mówię, ale to... to co nas łączy... to uczucie nie ma racji bytu.
Upokorzony i zraniony popatrzyłem na Caroline. Kocham ją i nigdy się to nie zmieni. Musi dać mi szansę. Tą ostatnią. W tej chwili chciałem jej wszystko wyznać.
______________________________________________________
Witam ! Jestem ciekawa czy po tak długiej przerwie w pisaniu, jeszcze ktoś tu zaglądnie... Zobaczymy. :) Komentujcie! U mnie wszystko dobrze, dużo nauki, w klasie nowi cudowni ludzie <3 Czasem coś tu dodam, bo nie mogłabym nie dokończyć mojej historii KLAROLINE <3 Ask w najbliższym czasie też odżyje ;p Pozdrawiam, ślę całusy i przytulam. kqenn kqenn
Upokorzony i zraniony popatrzyłem na Caroline. Kocham ją i nigdy się to nie zmieni. Musi dać mi szansę. Tą ostatnią. W tej chwili chciałem jej wszystko wyznać.
______________________________________________________
Witam ! Jestem ciekawa czy po tak długiej przerwie w pisaniu, jeszcze ktoś tu zaglądnie... Zobaczymy. :) Komentujcie! U mnie wszystko dobrze, dużo nauki, w klasie nowi cudowni ludzie <3 Czasem coś tu dodam, bo nie mogłabym nie dokończyć mojej historii KLAROLINE <3 Ask w najbliższym czasie też odżyje ;p Pozdrawiam, ślę całusy i przytulam. kqenn kqenn
Nareszcie doczekałam się kolejnego rozdziału! :) Już myślałam, że opuściłaś nas na dobre.. na szczęście się myliłam :D
OdpowiedzUsuńŚwietny jak zawsze. Caroline i Klaus cudowni <3
Czekam z niecierpliwością na następne rozdziały. Pozdrawiam i życzę dużo weny :)
Wreszcie jesteś! Nigdy więcej nie zostawiaj nas na tak długi czas.
OdpowiedzUsuńw końcu! tyle czekania , tyle wchodzenia na twojego bloga jednak w koncu sie doczekałam :) rozdział swietny mam nadzieje ze teraz nie bede musiala czekac az tak długo ;d
OdpowiedzUsuńKlaus niech w koncu wszystko powie Caro :d ja juz tu myslałam ze szykuje sie scena +18 a jednak nie :d jednak nie dziwie sie ze Caro tak zareagowała mam nadzieje ze w koncu wszystko miedzy nimi zostanie wyjasnione czekam na wiecej pozdrawiam i weny życze :*
Lusia66
Nominuję cię do LBA!!
OdpowiedzUsuńhttp://dwa-w-jendym.blogspot.com/
Nareszcie! <3
OdpowiedzUsuńŚwietny! Boskie opowiadanie!!! 💖 kiedy dodasz nnastępny??
OdpowiedzUsuńSwietan historia Klaroline <3 mega wciągające, nie mogę się doczekać dalszego rozwoju wydarzeń :-D pozdrawiam :-D
OdpowiedzUsuń