Przeżyłabym wszędzie. Dosłownie wszędzie. No i oto jestem! Panie i panowie przed państwem powstała z martwych Katherine Pierce! - prycham na samą myśl o moim cudownym zmartwychwstaniu. Mijam stojącego na bramce prawie dwumetrowego, śliniącego się na mój widok siłacza i wchodzę do klubu. W korytarzu mijam jeszcze dwóch wyglądających na ćpunów nastolatków. Potem rozszerzając kurtynę wchodzę do centralnej części mało gustownego pomieszczenia. Brudna zieleń pokrywa ściany i sufit. Brązowa podłoga w połączeniu z dwoma wybiegami dla nagich tancerek daje wręcz obskurny efekt. Trudno. - myślę dalej. Machinalnie poprawiam włosy, a sukienkę która sięgała wcześniej trochę przed kolano, podciągam i marszczę tak, że dolna falbanka ledwo zakrywa mi teraz pupę. Szkoda, że nie mam przy sobie czerwonej szminki. - wykrzywiam usta i z taką właśnie kwaśną miną zmierzam do baru. Po drodze przechodzę koło ciemnych boksów, których wnętrza zasłonięte są podobnymi, grubymi i ciemnymi kurtynami jak przy wejściu. Nie trudno się domyślić co się tam dzieje. Chociaż muzyka, którą zapodaje w rogu jakiś grubas, jest bardzo głośna, słyszę każdy jęk rozkoszy stacjonującej w tym miejscu dziwki. - przewracam oczami i idę dalej. Wkrótce siadam na pierwszym z rogu wysokim taborecie przy ladzie.
- Dwa razy Kamikaze. - mówię głośno barmanowi.
Ten wyraźnie zaskoczony moim zamówieniem, dopiero po chwili zaczyna go wykonywać. Widocznie w tej norze zadowalają się tylko tanimi winkami. Gotowe zamówienie ląduje przed moim nosem. Nareszcie. Opróżniam niespotykanie wielki kieliszek na raz. Drugi już na mnie czeka. Bawiąc się nim i zanurzoną w trunku tandetną parasolką rozmyślam nad moim powrotem na ten świat. - Kiedy spotkałam Damona byłam w takim szoku, że nagadałam mu jakiś bzdur. W tamtym świecie zachowały się nasze zdolności. Chodzi o to, że umierając jako wampir, później dalej nim byłam. Damonowi powiedziałam, że jesteśmy tam ludźmi. Jak mógł się tak nabrać? Przecież on też żywił się tam krwią. Co prawda zwierząt, ale to i tak nie zmienia faktu, że była to krew, a gdyby był człowiekiem zwyczajnie by po takim czymś zdechł. Ludzki organizm nie toleruje krwi w układzie pokarmowym, nawet tej samej grupy, którą ma. Ach ten głupiutki Damon. Chyba był tak zszokowany faktem, że ktoś po niego wrócił, że nie rozumiał nic co się do niego mówi. Można mu było wcisnąć każdą bajkę, a on by w nią łatwo uwierzył. Był zafascynowany możliwością powrotu do tej jego miłości - Eleny. Na prawdę, nie wiem dlaczego uważają ją za lepszą ode mnie. Ha! Dam sobie rękę uciąć, że zabiła kogoś przez to swoje cierpienie po stracie Damona. Szczerze mówiąc, gdyby nie Klaus i jego uczucie czy cokolwiek to jest do Caroline, dalej by cierpiała. - uśmiecham się do siebie. - W głębi duszy żałuję, że łączą mnie z tą hybrydą takie a nie inne stosunki. Chciałabym mieć kogoś kto skoczy za mną w ogień. - teraz zdałam sobie sprawę z tego, że nikogo takiego nie mam. Przechyliłam kolejny kieliszek i podniosłam rękę zawiadamiając barmana, że mam ochotę na więcej.
- Tym razem 3 Margarity.
- Widzę, że laska chce się upić. - robiąc drinki mrugnął do mnie okiem. Nie mam zamiaru prowadzić z tym pryszczatym rudzielcem, z widocznymi bliznami po trądziku, jakiejkolwiek rozmowy. Kiedy wyraźnie zaczyna prowadzić jakieś gierki, od razu chcę ukrócić jego cwaniactwo i tanie gadki na podryw.
- Po pierwsze nie jestem dla ciebie żadną laską. Po drugie ty i te twoje kiepskie teksty na podryw są żałosne i na poziomie standardowego nastolatka. A masz ile? 40, 50 lat? - Dobrze wiem, że mężczyzna za ladą ma nie więcej niż trzydziestkę, ale dalej kontynuuje ten upokarzający go wywód. - Pracuj jak pracujesz, w tym...-rozglądam się jeszcze raz po pomieszczeniu by wyolbrzymić skalę mojego zażenowania. - w tej dyskotece i więcej się już do mnie nie odzywaj. Rób dalej co masz robić i proszę cię przestań z tym wszystkim bo i tak się z tobą nie umówię. Pf... Gdybyś nie był tu jedynym barmanem nawet bym na ciebie nie spojrzała, wiesz? Nie mam ochoty słuchać takiego pierdolenia. Przyszłam tu tylko po to by się napić i w spokoju pomyśleć. - zdaję sobie sprawę, że ta druga część zdania, kompletnie nie ma sensu. Z reguły człowiek chcący poukładać coś sobie w głowie, szuka ustronnego i cichego miejsca. Widocznie mój umysł myśli trzeźwo tylko w takich warunkach.
- Proszę. - mówi po chwili mój niedoszły zalotnik. Słowo ciężko przechodzi mu przez gardło, potem powoduje ostry szczękościsk i zgrzytanie zębów, a następnie ze śliną wychodzi na światło dzienne. Oho, widać że ten typ nie lubi jak się go spławia.
- Dziękuję ci bardzo. - chwilę napawam się moją małą wygraną, a następnie odpowiadam mu szerokim, szczerym uśmiechem. Przesuwam drinki bliżej siebie. Dwa wypijam od razu. Trzeci mam już w dłoni i kiedy szkło ma dotknąć moich suchych i rozgrzanych od alkoholu warg, przypominam sobie jedną podstawową rzecz. Przecież zaraz się upiję! W ogóle jak się stąd potem wydostanę? Przecież straciłam wszystkie nadnaturalne zdolności... - na raz myślę o pozostałych sprowadzonych na ten świat ze mną. Zaczynam się głośno śmiać, a widząc to barman za ladą, myślący pewnie, że śmieję się z niego, jeszcze bardziej się nachmurza. - Przecież oni nic nie wiedzą! Boże, jaka ja jestem zaradna! - mówię do siebie w duchu. - Nic nie wiedzą o legendzie, która głosi, że kiedy czarownica przybędzie po zmarłego i wciągnie go z powrotem do świata żywych, spełni się wszystko to o czym myśli podczas przejścia przez portal. To coś jak disneyowska bajka o Alladynie z tą różnicą, że to wszystko dzieje się na prawdę i by coś dostać nie trzeba pocierać lampy, jakkolwiek to brzmi. - znowu się uśmiecham. - Ciekawe kto z nich chciał jeszcze tak jak ja zostać marnym i kruchym człowieczkiem. Damon i Caroline odpadają. Zastanawiałabym się nad Lexi. Kto wie? Może Jenna, by być z tym swoim pierwotnym, zamarzyła sobie wampirze życie? Trzeba będzie się tym zainteresować. - dalej myśleć przeszkadza mi kolejny amator whiskey.
- Witam. - siada na wolnym dotąd miejscu koło mnie.
- Jeśli masz zamiar mnie podrywać lepiej już idź. Nie mam ochoty dziś flirtować. - i tego kanciarza chcę się pozbyć. Nie odwracam nawet głowy by na niego spojrzeć. Pewnie jakiś łysy, stary pierdziel. Pełno tu takich, a tacy nie zasługują nawet na moje spojrzenie.
- Powiem ci, że ja też nie, a słysząc te uwagi rzucane w stronę tego dupka... no powiem, że mi zaimponowałaś. A tak szczerze to przyszedłem się tu napić. - rozmawia ze mną dalej, pomimo tego, że jestem do niego odwrócona plecami. - ej, cztery razy to samo! - woła do mojego nowego wroga, który aktualnie obsługuje inną kobietę i opowiada jej te same bajki co mi wcześniej. Różnica tkwi w tym, że ta gruba flądra się na to łapie. Wieśniaczka. - myślę po czym tłumaczę będąc dalej tyłem do tamtego gościa, że nie chcę jego drinków.
- Mam swojego. - podnoszę kieliszek w górę. - Gdy będę miała ochotę następny mogę sobie kupić. - wypowiadam to twardo i z zarozumiałością, jak na Katherinę Pierce przystało. Dopiero minutę potem uświadamiam sobie, że nie mam przy sobie tyle pieniędzy ile kosztowały te wszystkie drinki. Trudno najwyżej znajdę później jakiegoś tępego, który za obietnicę spędzenia z nim nocy zapłaci mi ze 3 bańki. Tu takie usługi nie mogą chodzić drożej. - uśmiecham się. - Jaka praca taka płaca.
- Mam dość wampirów, wilków, czarownic i innych świrów. Mam ochotę się upić. - Teraz rozmówca jak najbardziej przykuwa moją uwagę.
- Skąd? Skąd o nich wiesz? - zaczynam się powoli odwracać.
Moim oczom ukazuje się najprzystojniejszy mężczyzna jakiego kiedykolwiek widziałam. No może poza braćmi Salvatore, ale oni to już przeszłość. Liczy się teraźniejszość i to, że na bank spędzę z tym facetem gorącą noc. Ubrany w garnitur, schludny, ładnie uczesany. Gdyby nie to, że nie mam już daru hipnozy, to kochalibyśmy się już w jednym z tych boksów, koło których przechodziłam.
- Powiedzmy tak: w wolnych chwilach jestem sprzątaczką. Pracuję tylko dla szeryfów. Wiesz. Chodzi mi tu o tych najstarszych wampirów, którzy chcą zachować jako taką kulturę i każą, a poza tym dobrze płacą, takim jak ja, za wysprzątanie całego gówna, które pozostawiają po sobie młodzi krwiopijcy. Zakopuję, palę lub topię zwłoki. Wiem, niezbyt wdzięczna praca, ale cóż, z czegoś trzeba żyć, nie? - uśmiecha się i opróżnia swój kieliszek.
- Taak... to w wolnych chwilach no i dla rozrywki. Natomiast od 6 rano do 18 zastępca szeryfa policji w Mystic Falls. Do usług młoda damo. - patrzy mi się prosto w oczy, a potem wybucha śmiechem i kontynuuje. - Za dużo wypiłem. Jestem tu już dobre dwie godziny. Gadam głupoty. - zmieszany opuszcza głowę i na moment zapada cisza.
- Wiem, że to co mówisz to nie są głupoty. Wampiry istnieją. - gdy to mówię przysuwam się do niego by tylko on mógł mnie usłyszeć. W sekundzie uderza mnie zapach jego drogiej wody kolońskiej. Jak on pięknie pachnie! Mam ochotę go schrupać! - myślę sobie i łapię za jeden z zamówionych przez niego kieliszków. Tak się składa, że pomyśleliśmy razem o tym samym i nasze ręce dotknęły się. Ma przyjemnie chłodną i gładką dłoń, to tyle co zdążyłam zauważyć zanim z rumieńcem cofną swoją i przyznał mi pierwszeństwo. Z kieliszkiem w dłoni odwróciłam się by zobaczyć co dzieje się na sali. Spoceni nastolatkowie dalej oblepiali niemal cały parkiet. Wstałam z siedzenia. Poczułam ogromną chęć do tańca. Alkohol widać zdążył już ściąć mój słaby ludzki umysł. Gdy na chwilę odwróciłam się w stronę baru by odłożyć szkło, moja nowo upolowana zdobycz kłóciła się z barmanem. Byłam pewna, że zaraz przyłoży gościowi za ladą. Mój adorator z nerwów cały się spiął, zacisnął palce tak, że pobielały mu kłykcie i dalej toczył z barmanem zażartą dyskusję na nieznany mi temat. Gdy zauważyłam u niego lśniącą obrączkę postanowiłam przerwać im tą sprzeczkę i wziąć tego atrakcyjnego mężczyznę w obroty.
- Jesteś żonaty? - spytałam bez ogródek wskazując mu przy tym pierścień na jednym z jego palców.
- Co? To? O to ci chodzi? - spojrzał na obrączkę, przetarł ją dokładnie opuszkiem palca. - To pamiątka. 8 lat temu zmarła mi żona.
Nigdy za bardzo nie byłam zdolna do współczucia. Tak było i w tej chwili. Wiadomość o śmierci jego ukochanej drugiej połówki nie zrobiła na mnie wrażenia. Pokusiłabym się nawet stwierdzeniem, że dobrze jest nie mieć w takich przypadkach już żadnej konkurencji.
Rozmówca widocznie chciał zmienić temat i teraz to on szukał w moim wyglądzie czegoś o co mógłby zapytać. Napotkał pierścień chroniący mnie dawniej przed słońcem, a który był już teraz zupełnie nieużyteczny. Kompletnie o nim zapomniałam.
- A ty masz męża? - uśmiechnął się szelmowsko.
- Ja? Ja i mąż? Proszę cię! - spojrzałam najpierw na sygnet, później na mężczyznę. - To też swego rodzaju pamiątka. - ucięłam temat, którego nie chciałam już teraz drążyć. - Zatańczymy? - spytałam znowu bez cienia skrępowania.
Uśmiechnął się słysząc taką propozycję z moich ust.
- To chyba ja powinienem pierwszy poprosić kobietę do tańca. Co ze mnie za dżentelmen?! - zaczął się śmiać i akceptując bez słów moją propozycję, zszedł z krzesła. Miał może 180 centymetrów wzrostu. Do tego wysportowany, a niektóre elementy marynarki fantastycznie podkreślały jego doskonałości: umięśniony tors i szerokie barki. Chcąc poczuć przy sobie jak najszybciej jego dłoń, złapałam go ot tak za rękę i pociągnęłam na skraj parkietu. Grubasowi sterującemu muzyką widocznie znudziły się tandetne kawałki, więc puścił w końcu coś dobrego. Z czterech głośników ustawionych w rogach sali zaczęły dobiegać nas pierwsze dźwięki jakiejś ładnej piosenki. Mężczyzna pewnym ruchem ręki przyciągnął mnie szybko do siebie. Jedną dłoń oparł na mojej talii, a palce drugiej złączył szybko z moimi. Pod wpływem jego silnego a zarazem tak delikatnego dotyku, przeszły mnie ciarki. Uśmiechnięta odchyliłam głowę do tyłu by móc spojrzeć mu prosto w oczy.
- Jak masz na imię, ty mój dżentelmenie? - całkiem nabrałam ochoty na flirt. Czułam się jak nigdy dotąd. Mogłabym przysiąc, że będąc w towarzystwie tego gościa, nie mogłabym zrobić komuś czegoś złego. Kłamstwa, złośliwości i kłótnie, rzeczy które od zawsze towarzyszyły mojemu zachowaniu, znikły. Zostałam tylko ja i on. Prawdziwa Katherine, która oprócz bycia osobą szczerą do bólu, potrafi być też całkiem znośną kobietą. Uświadomiłam sobie to dopiero wtedy. To uniesienie, które odczuwałam wewnątrz, było spowodowane tym mężczyzną. To coś z czym nie spotkałam się nigdy dotąd. Nie miałam także nigdy styczności z takim rodzajem mężczyzny. Pomijając wrodzoną urodę, jest ciepły, miły, taktowny, ale i z jajami.
- Dean. Bardzo mi miło. - swoje imię wypowiedział czujnie wpatrując się w moje oczy, a następne zdanie wymruczał mi prosto do ucha. Oho! Czyli zaczynamy zabawę! - pomyślałam.
W piosence najwyraźniej zaraz miał grać refren, bo wcześniej tańczyliśmy wolno z kilkoma obrotami, a teraz prawie zupełnie staliśmy. Ciało przy ciele, twarzą w twarz, każdy z nas czując gorący i spragniony miłości, oddech drugiej osoby. Dean widocznie znał piosenkę, bo każdy swój ruch umiał dopasować do śpiewanego wersu. Zaczął się refren, a na dźwięk jego słów aż zaniemówiłam. Love me like you do... Touch me like you do...What are you waiting for?...W najwyższym jego miejscu, gdy nasze ręce się wyprostowały, Dean wykonał obrót równocześnie nie puszczając mnie drugą dłonią. Efektem tej tanecznej figury, byłam ja obrócona do niego tyłem i przytrzymywana w biodrach jego masywnymi rękami.
- A ciebie jak nazywają księżniczko? - kiedy mówił mi to do ucha był taki słodki...
- Katherine. - powiedziałam, a on nie poluźnił uchwytu nawet wtedy, gdy zaczęłam się do niego obracać. W końcu ponownie staliśmy do siebie zwróceni. Różnica polegała w tym, że oboje stykaliśmy się teraz czołami. Dalej tańcząc już przodem do siebie, zamienialiśmy czasem kilka zdań.
- Jesteś stąd? Nigdy wcześniej cię tu nie widziałem. - znowu zamruczał mi do ucha. Tym razem śmielej i zupełnie bez zawahania.
- Kiedyś, bardzo dawno temu mieszkałam tu, w Mystic Falls. Ostatnio, to znaczy jakieś trzy lata temu znowu wróciłam. Kupiłam tu małe mieszkanie. - odparłam, ale po chwili pomyślałam sobie, że mógł to odebrać jako zaproszenie do niego i mojego łóżka, a tego nie chciałabym mu w tej chwili proponować. Kiedyś, gdy byłam jeszcze wampirem, a gdy nadarzały się takie okazje, zawsze z nich korzystałam. Nawet wcześniej, przy barze, zaraz po odwróceniu się do nieznanego mi jeszcze wtedy mężczyzny, miałam ochotę na seks z nim. To moja jedna z wielu wad. Miotają mną gwałtowne emocje i nieprzemyślane zachowania, które są zazwyczaj opłakane w skutkach. Teraz, czym więcej rozmawiam z Deanem, tym mniej chcę się dziś z nim kochać, a więcej chcę o nim wiedzieć. Jest interesującą osobą, a w dodatku z poczuciem humoru. Czy ja jestem w nim zakochana?!
- Powiedziałaś to tak jakbyś przed kupnem tego domu, mieszkała tu dobre sto lat temu! - najwyraźniej nie poszedł tropem mieszkania, tylko skupił się na mojej przeszłości. Uf! Z jednej strony to dobrze. Nie wiem dlaczego, ale nie chcę zawieść go moim chwilami bezczelnym zachowaniem. Z drugiej strony ukazując swoją nieprzeciętną inteligencję strzelił tym w samą dziesiątkę. Muszę bardziej uważać. W końcu to facet, który wie o istnieniu wampirów. Nie chciałabym by prędko dowiedział się, że też kiedyś byłam jednym z takich, po których musiał sprzątać.
- Stawiam, że masz góra 22 lata.
Uśmiechnęłam się smutno i wyjaśniłam mu, że pomylił się o 4 lata. Rozśmieszył mnie, kiedy podążył za moją wskazówką i spytał czy mam osiemnastkę.
- Odwrotnie! Mam 26 lat i zaczynam życie od nowa. - uśmiechnęłam się na myśl, że od dzisiaj zaczynam wszystko od początku. Mam pieniądze, a to ważne w dzisiejszych czasach. Za pieniądze można kupić wszystko. Nawet miłość. Dyplomy i awaryjne dokumenty są. Brakuje tylko mężczyzny, rodziny i dzieci. - myśląc o tym nie patrzyłam Deanowi w oczy.
- Co to za piosenka? - wyszeptałam mu do ucha po kolejnym obrocie.
- Nie mów, że nie znasz! Nie oglądałaś 50 Twarzy Graya? - wytrzeszczył oczy. - Co raz bardziej mnie zaskakujesz. To piosenka z tego filmu, z ekranizacji dla niewyżytych kobiet i masturbujących się nastolatków. Gdy to usłyszałam zaczęłam się głośno śmiać. Takiego napadu euforii nie miałam chyba od przeszło dwustu lat.
- Mówię ci, nie znam! - dalej chichocząc wytarłam z kącików oczu łzy. - Ale muszę to w takim razie nadrobić! Ostatnimi czasy jestem strasznie... jak ty to ująłeś? - zmarszczyłam brwi w poszukiwaniu tego słowa. - A, tak! Niewyżyta.
- Czyli mam rozumieć, że oprócz zwykłego kochania się, chcesz być podczas seksu wiązana i poniżana? Bo oto właśnie w tym filmie chodzi. - pstryknął palcami. - Nie. Ja tego nie oferuję. W takich sprawach jestem bardzo staroświecki. Odpadają wszelkie trójkąty i krępowanie kobiet. - zaśmiał się.
Zrobiło mi się trochę głupio, a rumieńce od razu oblały mi połowę twarzy. Nie rozumiem dlaczego przy tym mężczyźnie doświadczam takich emocji. Gdzie się podział mój tupet? Nigdy wcześniej przy zaistniałych okolicznościach nie poczułam choćby grama skrępowania. Tym razem ogromnie pożałowałam tego co wypowiedziałam.
- Przepraszam. - wypaliłam mu po chwili do ucha. Odezwał się dopiero gdy po obrocie przyciągnął mnie do siebie na powrót.
- Za co? - zapytał zdziwiony, a przy tym na jego nieskazitelnej skórze na czole zakwitły dwie zmarszczki.
- Po prostu tak mam. Jestem teraz tak ogromnie szczęśliwa, że nie wiem co gadam. - ugh, znowu wtopa. Teraz na pewno popsułam coś w naszym kontakcie. Pewnie pomyśli sobie, że podnieciłam się tym tańcem. - wykonując jedną z ostatnich figur toczyłam wewnątrz mnie ten monolog. - Oczywiście to szczęście jest spowodowane moim zmartwychwstaniem, ale też i... spotkaniem Dean'a.
- Przestań, nie opowiadaj głupot. - zadowolony nachylił mnie lekko do parkietu. Tak skończyła się ta cudowna piosenka i...i niepowtarzalny taniec.
Obdarzając go nikłym uśmiechem podeszłam ponownie do baru. Wyłożyłam wszystkie pieniądze jakie miałam na ladę. Dopiłam ostatni kieliszek i już miałam zmierzać do wyjścia wykorzystując moment nieuwagi barmana, ale Dean złapał mnie za rękę. Przyciągnął do siebie i pocałował w policzek.
- Idziesz już? - zamruczał mi w tej samej chwili do ucha. Zwrócił tym samym uwagę barmana, który podszedł do wyłożonych przeze mnie pieniędzy. Będąc w połowie zauważył, że coś mu się nie zgadza.
- Widzisz co narobiłeś? Teraz będę miała przechlapane. - pokazałam Dean'owi palcem mężczyznę za ladą. - Gdyby nie... - Dean przerwał mi kolejnym pocałunkiem. - TO! To by mnie już tu nie było, a ten gość nie robiłby awantur z powodu niewypłacenia mu należytej kwoty za te wszystkie drinki!
- Oj, nie ma problemu piękna. - uścisnął mi rękę i rzucił w stronę sprzedającego banknotem o wysokim nominale. Znacznie wyższym niż tego sytuacja wymagała.
- Bez reszty. To napiwek! - Dean objął mnie ramieniem i równocześnie krzyknął za siebie.
Obejmując go w pasie zastanawiałam się co zrobimy jak wyjdziemy z dyskoteki. Czy będziemy tego żałować?
***
Grubo po 2 w nocy dobiliśmy wreszcie do celu. Mieszkanie Deana znajdowało się naprzeciwko nas. Jadąc w taksówce gorączkowo zastanawiałam się czy mu ulec.
- Sama nie wiem.
- Kath! Daj spokój. To tylko przyjacielskie zaproszenie na jeszcze dwa drinki. - uśmiechnął się uwodzicielsko i złapał za mą dłoń. Może lepiej było wybrać miejsce z przodu, obok kierowcy taksówki? Wtedy byłabym w stanie odrzucić jego wszystkie prośby. Teraz jednak zamroczony alkoholem umysł, pobudzony dodatkowo jego dotykiem, podpowiada mi tylko bym się zgodziła. - Ale tylko dwa ? Zrozumiałeś? D-W-A.
- Dobrze, tylko dwa. - powiedział i szybko wyszedł z wozu, zamykając za sobą drzwiczki, a mnie pozostawiając na chwilkę wewnątrz. Odwróciłam się i przez tylną szybę zauważyłam, że okrąża samochód, by po chwili znaleźć się po mojej stronie i kulturalnie otworzyć mi zamek.
- Och, dziękuję! - wybełkotałam i złapałam się za jego wyciągniętą rękę. Szpilki, które zdjęłam podczas jazdy, położyłam na drodze. Trzymając Deana za rękaw garnituru starałam się powtórnie przyodziać nimi moje nagie stopy. Zaraz też przybyło mi 12 centymetrów wzrostu i byłam teraz nieznacznie niższa od mojego dżentelmena.
- Mogłabyś podać to kierowcy? - do wolnej dłoni wcisnął mi banknot. Popatrzyłam na niego z irytacją, że każe mi jeszcze raz wchodzić do tego ciasnego auta i podawać należność mężczyźnie. No dobrze. - pomyślałam i jednym kolanem oparłam się o obicie tylnego fotela. Poczułam jak kusa sukienka odsłania powoli moje koronkowe majtki. Nie zważając na to wygięłam się jeszcze bardziej, rozprostowałam rękę i podałam młodemu chłopakowi pieniądze.
- Dziękuję pani bardzo. - odezwał się zadowolony z zapłaty i dodatkowego napiwku. Omiótł mnie miłym spojrzeniem i ponownie włączył silnik. Odepchnęłam się z siedzenia i wyskoczyłam na zewnątrz. Dobrze, że Dean stał zaraz przy mnie. Inaczej leżałabym już na asfalcie z rozdartą nogą dlatego, że wyskakując z wozu nieźle się zatoczyłam.
- No tak. Ktoś tu jest upity. - uniósł brwi do góry i pokiwał głową.
Trzymając się za ręce oboje patrzyliśmy jak taksówka odjeżdża. Moja jedyna deska ratunku, by wrócić do domu, odpłynęła. Gdy jej światła znikły za zakrętem Dean popatrzył mi w oczy, a potem pociągnął w stronę swojego mieszkania. Szliśmy powoli. On obejmujący mnie w pasie i trzymający moją przerzuconą przez jego kark, rękę. Ja wlepiona w jego ciało, upajająca się zapachem przystojnego mężczyzny, z głową wtuloną między jego szczękę a bark. Kilka razy się potknęłam, a on uniósł mnie wtedy zręcznie, jak piórko ponad przeszkodę, którą był wyboisty chodnik. Przy drzwiach przeszukał kieszenie swojej marynarki w poszukiwaniu kluczy. Lekko zdenerwowany znalazł je dopiero w drugiej kieszeni spodni. Jednocześnie wręczył mi swoją komórkę z niemą prośbą bym poświeciła mu jej ekranem w stronę zamka. Kluczy miał chyba z 50! Próbom towarzyszył mój nieustanny śmiech. Zamek odezwał się dopiero przy 14 kluczu.
- Zapraszam panią. - odemknął drzwi i zachęcił mnie gestem dłoni. Przeszłam przez próg jeszcze z pewną dozą niepewności. To co zostało mi po tak długim wampirzym życiu. Od razu weszłam do holu. Podczas gdy Dean znów siłował się z zamkiem, miałam czas na zapoznanie się z tą częścią jego mieszkania. Było tu prawie pusto. Białe ściany i parkiet w podobnym kolorze nadawały temu miejscu jakiegoś takiego smutku. Dwa okna, które wpuszczały do tego holu i tak zdecydowanie za mało światła, znajdowały się zaraz przy drzwiach. Jedynym meblem w tym przedsionku była natomiast szara, nowoczesna szafka na buty. Stojący niedaleko mnie, metalowy wieszak na kurtki nijak współgrał z całym korytarzem, którego jedna ściana była przerażająco pusta. Dobrze, że na równoległej znajdowały się ten stojak i komoda. Bez nich byłoby tu całkiem upiornie. Naprzeciwko drzwi, a jednocześnie na końcu korytarza, na ścianie wisiało coś zakrytego prześcieradłem. Pomyślałam, że to portret jego zmarłej żony lub coś co mu ją przypomina. Od pytania odwiódł mnie sam Dean, który poradził już sobie z kluczem:
- To zakryte, to lustro. Wiesz... Każdy ma jakieś paranoje. Ja mam bzika na punkcie luster. Nie lubię ich i prosiłbym cię byś nie ściągała tego płótna. - uśmiechnął się, ale nie krył na twarzy zażenowania całą tą sytuacją. Było mu głupio, bo to co przed chwilą powiedział brzmiało na prawdę dziecinnie.
- Nie ma sprawy. - przytaknęłam mu i przestałam patrzeć się w tamtą stronę, by nie budzić w nim już takiego zakłopotania. A jednak się myliłam. - pomyślałam po chwili. - To nie obrazek pięknej i uśmiechniętej byłej żony.
- Wiem, muszę nad nim popracować. - Dean miał pewnie na myśli ten niedokończony hol. Zbyłam jego uwagę machnięciem ręki. Zdjęłam szpilki by lepiej było mi chodzić i położyłam je obok szafki. Kiedy się odwróciłam Dean stał już bez garnituru. Marynarkę odłożył bowiem na ten metalowy drąg i stał teraz przede mną jeszcze bardziej elegancki. Lekko rozsupłany krawat i koszula opinająca jego umięśnione ramiona i tors, to było to. Iskra powstała już w barze, a rozniecona tym oto widokiem, popchnęła mnie w jego stronę. Od razu przywarliśmy do siebie wargami. Ugh! To nie miało się tak skończyć! Miałam wstąpić tu tylko na kolejne dwa drinki! - podpowiadał mi we mnie nikły głosik, który prawie natychmiast został zagłuszony przez pijaną myśl. - Tak. Właśnie tego chciałaś. On będzie twój.
W pijanym napadzie pożądania, pobiegliśmy razem do sypialni, która znajdowała się zaraz za rogiem. Nie miałam czasu rozglądać się po pomieszczeniu by ocenić czy jest tak samo chłodne jak korytarz. W głowie wirował mi tylko on, jego umięśnione, idealne ciało i piękne, odzwierciedlające zapewne równie cudowną osobowość, oczy. W paru sekundach odszukaliśmy drogę do łóżka. Wdrapałam się na nie niczym pantera, zupełnie zwinnie, jakby mój umysł zapomniał, że przed chwilą był tak zamroczony alkoholem, że wydawał memu ciału błędne polecenia odnośnie stawianych kroków. Dean stał przed łóżkiem i przyglądał mi się tak jakby w myślach układał sobie plan działania. Na kolanach brodząc po miękkim materacu zbliżyłam się do niego i złapałam za dolny guzik koszuli. Gdy mój dżentelmen zajmował się odpinaniem górnych, ja pociągnęłam za dwa rogi koszuli i w ten sposób pozbyłam się jego górnego ubrania. Guziki z cichym brzęknięciem rozsypały się po pokoju. Przygryzłam wargę widząc jego klatkę piersiową. Chciałam by znalazła się ona już przy mnie. Pociągnęłam więc za pasek przy jego spodniach. Pomógł mi w rozluźnianiu sprzączki strzegącej zamka do jego męskości. Poszło nam z tym bardzo szybko. W dalszym ciągu zajęliśmy się jego bokserkami. Calvin Klein zna się na robocie. Krój białych majtek idealnie podkreślił te atuty Deana. Pociągnęłam je z boku tym samym przyciągając go do siebie. Dotknęłam dłońmi jego nagiego już tyłka i zdarłam z niego resztki materiału. Zauważyłam, że jego przyjaciel już podryguje i zostało nam niewiele czasu. Swoją drogą jego przyrodzenie było naprawdę imponujące. Czułam jak nasze serca zamarły, kiedy dłonią wbiłam się w krocze Deana i pociągnęłam jego ogiera do góry.Otworzył on wtedy lekko usta i przymknął oczy. Czułam, że zaraz osiągnie niebo. On osiągnie niebo, a ja będę w ciuchach! - przypomniał mi ten pijany głos we mnie.- Od razu odwróciłam się klęcząc. Pośladkami czułam ciepło i przeszywające jego żołnierza prądy. Był już niebezpiecznie blisko. Dean pochylił się by rozpiąć zamek mojej sukienki i wtedy aż podskoczyłam. Jego druh już śmiało podrygiwał. Czułam go na swojej skórze. Dean sam mnie obrócił dając znak, że skończył i że mogę spokojnie porzucić sukienkę. Jeszcze chwilę przypatrywałam się z uśmiechem w jego intymne miejsce, a potem odrzuciłam górną warstwę ubrania. Rzadko nosiłam staniki do sukienek, toteż, jego oczom ukazały się od razu moje nagie piersi. Dean nie mógł się powstrzymać i szybko dotknął jedną z nich. Po chwili obie pieścił już swoimi dużymi dłońmi. Przysunął się do mnie tak, że jedynymi przeszkodami w połączeniu nas razem stał się dół sukienki i moje stringi. Tego pierwszego kłopotu pozbyliśmy się łatwo. Drugi, szybko i z determinacją usunął sam Dean. Po części nawet zębami. Leżałam na plecach i rozchyliłam w wyczekiwaniu nogi. By doznać większej rozkoszy uniosłam się lekko i wsparłam na łokciach. Z miny mojego kochanka dało się wyczytać, że już dłużej nie wytrzyma. Jeszcze szerzej rozszerzył mi nogi i przytrzymując moje kolana był już tylko kilka milimetrów od naszego wspólnego szczęścia. Czułam już delikatny początek jego przyrodzenia. Dłonią wyszukał już tego miejsca i w chwili gdy przygotowywałam się na rozkosz i pierwsze lekkie jego wejście, ten wspaniały akt miłosny został nam przerwany.
- Dean!- krzyknęłam przerażona, bo w drzwiach ukazała mi się czyjaś sylwetka. - Kto to?!
Widziałam jak w sekundzie goły mężczyzna zrywa się na równe nogi i obraca. Jego przyjaciel czuł się wyraźnie niespełniony, opadając i wydzielając sporo jasnego płynu.
Zakryłam się poduszką i kocem i czekałam tak na rozwój akcji. Z twarzy Deana zniknął cień wrogości i czujności. Zastąpił go pogodny lecz zmieszany uśmiech.
- Sam? Co ty tu do cholery robisz? - Dean popatrzył na niego, a potem na mnie jednocześnie zakrywając swoją intymność obiema rękami. - Kath... To mój brat Sam. - wskazał cień stojący w drzwiach. Tamten w końcu wyszedł z ciemności, podszedł do mnie jakby nigdy nic i podał mi rękę.
- Witam, jestem Sam.
- Katherine. Miło mi. - imię wypowiedziałam poważnie i z namaszczeniem, a następne zdanie wybełkotałam z przerwami tłumiąc napad głośnego śmiechu.
Zaraz śmiała się cała nasza trójka.
- Wiecie, jeszcze nikt nie przerwał mi... tej sprawy. - Dean podszedł do szafy, wystawiając na nasz widok tylko swój goły tyłek.
- A ja nigdy komuś w tym nie przerwałem! - Sam zrobił udawaną zniesmaczoną minę. Oparty o framugę patrzył na nas jak na wariatów. Jego zmieszany brat ubrał się w szlafrok i spytał mnie czy podać mi moje ciuchy.
- Wiesz... Jeśli nie sprawia ci to kłopotu, poszłabym pod prysznic. - w ogóle siebie nie poznaję. Ten grzeczny i nieśmiały ton to Pierce?!
- Pewnie! A którego pana bierzesz sobie do towarzystwa? - widocznie Sam miał równie duże poczucie humoru co jego brat.
- Obu! - uśmiechnęłam się zalotnie do mojego kochasia, a drugiemu puściłam oko. Tak. To dobry znak. - pomyślałam. - Dawna Katherine jeszcze tu jest.
Owinęłam się pościelą, a Dean zaprowadził mnie do łazienki.
- Głupio wyszło. - odezwał się pocierając skroń, gdy miał już wychodzić.
Nie odpowiedziałam mu, bo to co mówił było prawdą. Jednak sekundę potem, kiedy miał już zamykać za sobą drzwi zawołałam go po imieniu.
- Tak? - zajrzał jeszcze do łazienki kątem oka.
- Jesteś cudowny. - zarumieniona wiedząc, że jeszcze na mnie patrzy opuściłam ręcznik i weszłam do kabiny. Dopiero po minucie usłyszałam jak wzdycha i zamyka za sobą drzwi. Prysznic ustawiłam tak, że lodowate strugi wody oblewały od góry całe moje ciało. Chciałam przez te zimne krople trochę ochłonąć i wytrzeźwieć. Przyniosło to zamierzony efekt. Po 10 minutach spod prysznica wyszłam nieco zziębnięta lecz zadowolona i z rozjaśnionym umysłem. Dotarło do mnie, że dzielił mnie krok od kochania się z tym przystojnym i miłym człowiekiem. Mogłabym...mogłabym nawet założyć z nim rodzinę jeśli połączyłoby nas kiedyś jakieś trwalsze uczucie. Z transu i głupich rozmyśleń o przyszłości wyrwała mnie urywana rozmowa braci. Opatuliłam się przygotowanym dla mnie ręcznikiem i poszłam w kierunku skąd dobiegały głosy. Im bardziej się do nich zbliżałam, tym bardziej czułam, że coś tu nie gra. Teraz słyszałam wszystko wyraźnie. Jeden z braci - Sam, próbował najwyraźniej coś drugiemu wmówić. Tamten, sądząc po tonie głosu, stracił już cierpliwość.
- ... to skąd ma niby ten pierścień? To widać. Zrobiła go dla niej czarownica. Chroni przed światłem Dean! To wampir! Jeszcze nie wzeszło słońce, może nas zabić! Powinieneś teraz przynieść kołki i ją zabić. - usłyszałam i momentalnie zamarłam. Zaskoczona stanęłam tuż przy wejściu do kuchni, w rogu holu, gdzie nikt nie mógł mnie zauważyć. Chciałam słuchać dalej, więc nawet nie zaczynałam się bronić.
- Nie wiem, może cię zahipnotyzowała? Widziałeś jej przebiegłe spojrzenie? - Sam co raz bardziej zaczynał mnie wkurzać.
- Już?! Wygadałeś się? W takim razie teraz moja kolej. - Dean wkroczył do akcji. - Nie możesz sobie ot tak wpadać tutaj bez uprzedzenia...
- Bo co? Nie chcesz żebym przeszkadzał ci jak będziesz bzykał się z jakąś wampirzycą? - bezczelnie przerwał mu, zdaje się młodszy brat.
- Ja ci nie przerywałem! Stul chwilę pysk, dobrze? - kątem oka widziałam jak rozwścieczony Dean chodzi szybko od lodówki do kuchenki i z powrotem. - Więc twierdzisz, że Katherine jest wampirem? To chyba ja mam w tych sprawach większe doświadczenie! Widzisz... Kiedy ty dostałeś się na studia i stałeś się pilnym uczniem tego zapyziałego uniwersytetu, to ja jeździłem z ojcem i załatwiałem: wampiry, wilkołaki, czarownice, hybrydy i inne ponad naturalne. Mam większe doświadczenie i twierdzę, że Kath to tylko miła i ciekawa osoba! Zostawiłeś mnie i ojca by spełnić te swoje prawnicze marzenia. Daj spokój! Zachowałeś się jak dziecko i wszystko spieprzyłeś. Teraz ty jesteś na drodze ku wielkiej karierze, a ja? Sam jak palec, bez prawdziwej pracy, szastający lewymi kartami kredytowymi i dokumentami. Zapamiętaj to sobie! Rodziny się nie zostawia! - z oczu popłynęły mi łzy. Do końca nie wiem nawet dlaczego. Poczułam, że jeszcze bardziej pragnę tego człowieka. Z tej podsłuchanej kłótni dowiedziałam się bardzo dużo. Nie dość, że bronił mnie przed swoim bratem, to jeszcze tak dosadnie wyłożył mu to, że tamten miał go tak długo gdzieś. Do tego wcale nie sprzątał ofiar po atakach wampirów. On był łowcą nadnaturalnych istot. Usiadłam i zaniosłam się głośnym szlochem gdy powtórzyłam sobie w głowie wymówione przez Deana ostatnie zdanie: Rodziny się nie zostawia! Ja nie raz miałam moją gdzieś. Nadię. Moją kochaną Nadię...Nie zauważyłam nawet Deana, który chwilę potem kucał już przy mnie. Głaskał mnie po plecach podczas gdy jego brat stał w progu z wykrzywioną twarzą.
- Jest dziwna. - mruknął cicho Sam. Myślał, że nikt tego nie słyszy. Ja jednak słyszałam. W sekundzie wstałam i znalazłam się przy nim. Z opuchniętą twarzą musiałam wyglądać okropnie, a jednak odważyłam się stawić mu czoło. Wszystko to co od dawna dusiłam w sobie wyleciało na zewnątrz.
- Tak jestem dziwna, bo w przeciwieństwie do ciebie gnoju, przeżyłam masę złych chwil. Zaczynając od tego, że mając w sobie krew wampira popełniłam samobójstwo i stałam się takim samym przebrzydłym stworzeniem! Ponad 500 lat mordowałam ludzi i miałam gdzieś swoją rodzinę. Nie obchodziła mnie nawet rodzona córka! Teraz ona nie żyje i nie mam już nikogo.- wytarłam załzawione oczy by móc dalej na niego patrzeć. - Zanim spróbujesz mnie zabić, powiem ci, że znowu jestem człowiekiem. Fakt: byłam wampirem, zasztyletowano mnie jakieś tysiąc razy, głodzono, przetrzymywano na słońcu, podawano werbenę... Ale w końcu prawdziwie umarłam i...i znów cudownie powstałam z martwych. Więc daruj sobie. - zauważyłam co Sam trzyma w dłoni. Mój pierścień! Zostawiłam go na szafce nocnej w sypialni Deana i to on był przyczyną tej kłótni. - Możesz sobie go wziąć, choć nie ukrywam, że to taka moja nieszczęsna pamiątka.
- Więc jesteś człowiekiem? - Dean objął mnie ramieniem. - Porozmawiamy o tym? O czasach w których byłaś krwiożerczym wampirem.
***
W kuchni opowiedziałam Deanowi (bo Sam nie chciał słuchać i lekceważąco włączył sobie telewizję) mniej więcej jak to było czuć się wampirem i jak dostałam się na ten świat z powrotem. Rozmawialiśmy tak do rana. Była 6:20 i w telewizji skończyły się właśnie poranne wiadomości. Sam wyłączył telewizor i usiadł przy nas przy stole.
- To co opowiadasz jest bardzo wiarygodne. - powiedział ze zmrużonymi oczami.
- Bo to wszystko jest prawdą! - ponownie się naburmuszyłam.
- Sam, nie denerwuj mnie proszę. Na dziś już wystarczy. - Dean aż zazgrzytał zębami. Zachowanie jego brata było wręcz nie do zniesienia. Daleko było mu teraz do tego żartownisia, którego zauważyłam wcześniej w sypialni.
- Chyba się mylisz. - uśmiechnął się młodszy z nich. - Przyjechałem pozawracać ci trochę głowę.
- Co? Czego znowu chcesz? - Deanowi nie wiele brakowało do tego by uderzyć brata pięścią w twarz. Sama siedziałam cicho, bliżej niego niż Sama. Gdy ponownie zaczęli z sobą rozmawiać czułam się tu, wśród nich taka obca...
- Otóż nasz ojciec...
- Co? Co się stało tacie?! - Dean aż wstał z krzesła. Widać jak mocno przywiązany był do swojego ojca. Mocno obchodziło go to co Sam miał później powiedzieć.
- Wyjechał tropić tego demona w Atlancie. Pamiętasz prawda? W jego mieszkaniu nie ma go już ponad dwa tygodnie. Nie zostawił żadnej wiadomości. Nic. Wiesz co to oznacza? - Sam też był widocznie przejęty.
- Że stało się mu coś niedobrego. - Dean pobiegł do sypialni i za 5 minut wrócił przebrany w robocze ciuchy. Nie trzeba było długo się wysilać, by dojść do wniosku, że ma zamiar razem z bratem wyruszyć na poszukiwanie ojca. W sumie nie miałam mu tego za złe. Nie byliśmy do siebie przywiązani. Byłam dla niego tylko nieznajomą, z którą przez przypadek prawie się w nocy przespał.
Popatrzył się na mnie i wysłał mi przepraszające spojrzenie. Sam, który widocznie nie chciał spędzać ze mną więcej czasu niż to konieczne, wyszedł już na dwór.
- Idź. Ja też zaraz wychodzę. - rzuciłam beznamiętnym tonem. - Rodzina jest najważniejsza. - dodałam po chwili szczerze. Ten odwrócił się i już miał iść holem do drzwi, kiedy przystanął, podbiegł do mnie i obdarzył mnie najsłodszym pocałunkiem.
- Wrócę. W pokoju na stoliku zostawiłem ci mój numer komórki. Tutaj masz dodatkową parę kluczy. - wskazał palcem wieszaczek w postaci gwoździa wbitego w kuchenne kafelki, na którym wisiały dwa klucze do zamków we frontowych drzwiach. - Możesz zostać tu ile chcesz. Wrócę najpóźniej za tydzień. - wyszedł i stanął na powrót w holu. - A i...pod żadnym pozorem nie ściągaj prześcieradła z tego lustra. Proszę. - zrobił błagalne spojrzenie na co się uśmiechnęłam, a minutę później już go nie było.
___________________________________________________
Rozdział z chyba największym jak do tej pory opóźnieniem, ale chyba było warto. Mogą pojawić się błędy i jak zwykle niedociągnięcia w postaci źle stawianych przecinków. Mimo tego jestem, z tego co napisałam, zadowolona Sądzę, że mój styl pisania bardzo się poprawił. Macie też w tym rozdziale trochę pikanterii :D Myślę, że opowiadanie nic przez to nie straciło, a przeciwnie - zyskało. Pisząc ten rozdział 2 dni, ale z około 15sto dniową przerwą, szczerze polubiłam postać Katheriny :) Dean? No cóż przystojniak! Po odpowiedziach na ask'u nie domyśliłyście się, że dodam kiedyś w rozdziałach wątek z jego postacią?
Ten komentarz piszę bardzo szybko, bo przed komputerem spędziłam dzisiaj przeszło 8 godzin i moja mama grozi mi odebraniem laptopa. >.< Więc w następnej notce pod rozdziałem zażądam od was krótkiego opisu wakacji 2015 :D Do napisania moi drodzy ! Liczę na komentarze, bo one zajebiście motywują! <3 Kocham i ściskam kqenn kqenn.